Kiedy wyznajemy komuś miłość i ona jest odwzajemniona,
myślimy, że teraz się wszystko ułoży.
Będziemy żyć jak w bajce. Długo i szczęśliwe. Jednak to nie jest
opowieść, a życie. Prawdziwe niezmyślone.
Pisane każdego dnia przez nas samych, nie kogoś innego.
Podobno, kiedy się
rodzimy bóg ma dla nas plan. Plan, w którym będziemy szczęśliwi. Będziemy mieć wszystko,
co potrzebujemy do pełni życia. Ale czy
jest tak w tym przypadku? Kiedy jedna z zakochanych osób musi oddać życie, aby
drugie mogło żyć. Oczywiście jest to wielkie poświecenie i po tym możemy poznać
prawdziwa miłość. Bo dla osoby, którą kochamy możemy zrobić wszystko. Nawet
poświecić swoje życie. Cenne, jedyne w swoim rodzaju życie.
Mario wiedział, że dla niego będzie to koniec. Nie zobaczy
już nigdy swojej rodziny, przyjaciół, znajomych. Nie będzie mógł zagrać w piłkę
ani na murawie, ani w FIFE. Nie obejrzy już żadnego meczu, filmu, serialu. Nie
będzie mógł zobaczyć morza, gór, piękna natury. Wschodów i zachodów słońca.
Jakaś cześć jego nie chciała umierać. Chciała żyć dalej, spełniać kolejne
marzenia. Jednak większa jego część wiedziała ze postępuje słusznie. Dla Darii
był gotów, choć się bał. Ale dla niej zrobi wszystko.
Uważał ze ona bardziej zasługuje na życie. Czy słusznie? Przecież każdy z nas na to zasługuje.
Każdy zasługuje na wdychanie życiodajnego tlenu. Jednak miłość sprawia, że
przestajemy patrzeć, wybierać dla siebie właściwe ścieżki. Przestajemy w jakimś
stopniu się dla siebie liczyć. Bo najważniejsza osoba, egzystencja naszego życia
to ta druga połówka.
Kiedy lekarze zabierali z ramion chłopaka dziewczynę, czuł,
że po tym, co się stało nie ma już odwrotu. Nie poradziłby sobie bez niej. Nie po tym, co powiedziała. Wierzył w nią.
Wierzył ze jest silna i przetrwa to wszystko. Ma osoby, które jej pomogą. Jeśli
o tym mowa, to Götze napisał wcześniej, SMS do Jurgena i Marco, w którym
wyjaśnił cała im sprawę. Prosił, aby jak najszybciej przyjechali i zaopiekowali
się nią. Dodał kilka zdań do Marco, że, jeśli znowu coś mu odbije to będzie go nachodził
w nocy. Nie będą to przyjemne wizyty. Po
wysłaniu na przemian do niego dzwonili. Potem pisali milion SMS, aby odebrał. Obaj nie chcieli, aby on odszedł. Był dla nich jak rodzina. Choć z drugiej
strony go podziwiali. Wiedzieli ile jego
będzie to kosztować. Kiedy jechali razem w ciszy ich myśli były daleko stad.
Czy oni by też oddali swoje serce? Tak, ale nie wyobrażali, nie chcieli tego czuć,
co szatyn.
Do swoich rodziców też napisał.
Wiedział, że będą strasznie smutni, ale musiał. Nie chciał później, aby byli źli
na dziewczynę. W treści wytłumaczył im swoje uczucia, co do niej i miał nadzieje,
że zrozumieją. Kochał ich i nie chciał, aby się smucili. Chciał, aby
zapamiętali go, jako tego szalonego, pełnego energii, uśmiechniętego prawie zawsze
chłopaka. Jednak jego rodzice się załamali. Wsiedli jak najszybciej w samochód
i próbowali dojechać na miejcie jak najszybciej. Chcieli go powstrzymać.
Jednak im się to nie
uda. Mario wszystko obliczył i wiedział, że wszyscy dotrą, kiedy będzie po
wszystkim. Nie chciał, aby ktoś go od tego odwiódł.
Nie tracąc czasu wysiadł z samochodu i poszedł w ślady za
lekarzami. Wiedział, że najprawdopodobniej to są jego ostatnie kroki w życiu.
Kiedy człowiek wie, że umrze to zaczyna zauważać te małe, maleńkie rzeczy. Tak
było i w tym przypadku. Przed wejściem do budynku odkręcił się tyłem i spojrzał
ten ostatni raz na przyrodę, słonce. Na wszystko. Chciał zapamiętać nawet
najmniejszy szczegół. Nabrał do płuc tlenu i przekroczył wielkie drzwi
szpitala. Jak się okazało doktor Schrödinger. David Schrödinger. Już na niego czekał.
- Witaj! Mario zapytam cie jeszcze raz. Jesteś na to gotowy?
Naprawdę tego chcesz. Prze...- Niedane było mu skończyć.
- Tak wiem, jakie są konsekwencje. Tak chce to zrobić,
niczego innego nie byłem tak pewnego jak tego. Wiec proszę niech mi pan nie
utrudnia. Co z nią?
- Myśleliśmy ze jest w lepszej formie. Jednak okazuje się, że
jest źle, wręcz tragicznie. Jak najszybciej musimy ją zoperować, bo inaczej odejdzie.
I tak jestem wielce podziwu, że tyle wytrzymała.
- To, na co czekamy? – Zapytał piłkarz. Słowa lekarza nim
wstrząsnęły. Chciał jak najszybciej jej pomoc.
- Mario… musimy podpisać papiery i dopiero wtedy będziemy
mogli zacząć. – Powiedział spokojnym głosem lekarz.
- Dlaczego mam wrażenie, że usiłuje pan przedłużyć czas, aby
było za późno? Powiem to ostatni raz. Jestem gotowy. NA WSZYSTKO!! –
Zaakcentował ostatnie dwa słowa.
- Wiem. – Powiedział zrezygnowanym głosem. Choć z drugiej
strony go podziwiał. Nawet bardzo podziwiał. – Chodźmy. Mamy mało czasu.
Szli w ciszy. Szli podpisać papiery skazujące młodego
chłopaka na śmierć. Jednak on tak nie myślał.
Nie był pesymistą, być optymistą. Wierzył, że każdy koniec to dopiero początek.
Wiedział też, że będzie nawet tam na górze szczęśliwy. Potrzebował tylko
patrzenia na bliskich jego sercu z góry. Ich radość to jego radość. Jemu to
wystarczy.
David się poddał. Wiedział, że nie uda mu się go przekonać
do zmiany zdania. Więc odpuścił. W drodze do jego gabinetu obiecał sobie
coś. Zrobi wszystko by ona przeżyła. Aby
poświecenie chłopaka nie poszło na marne.
Kiedy znaleźli się w gabinecie. Doktor bez słowa podszedł do
dużej, dębowej szafy i wyjął z niej plik kartek, które były potrzebne na przeprowadzenie
operacji. Poprawka dwóch operacji.
Gestem reki wskazał, aby Mario usiadł przy biurku. Sam zajął obok niego
miejsce tylko po przeciwnej stronie. Bez żadnych sprzeciwów podał mu ów kartki.
Chłopak nawet nie chciał tego czytać. Nie potrzebował tego.
Wiedział jak wszystko będzie wyglądało. Lekarz wcześniej z nim o tym rozmawiał.
Długo rozmawiał. Nie chcąc tracić czasu wziął długopis leżący obok niego i
zaczął składać podpisy w każdym wyznaczonym do tego miejscu. Nie zajęło mu to
długo czasu.
Potem wszystko działo się szybko, nawet można powiedzieć, że
za szybko. Do gabinetu wbiegła przerażona kobieta informując, że dziewczyna ma
zapaść. David wystrzelił jak strzała, podobnie zresztą zareagował szatyn. Już
chciał iść za nim, jednak lekarz powiedział, że nie mają czasu do stracenia.
Powiedział coś do pielęgniarki i wybiegł z gabinetu opierając sobie za cel
dotarcie i uratowanie dziewczyny.
Mario wiedział, co go teraz czeka. Szedł za pielęgniarką,
która kierowała go do pomieszczenia, w którym miał się przebrać w ‘’ubranie’’
na operacje. Zrobił to szybko i znowu zaczęli
iść. Tylko, że teraz na sale operacyjną, w której znaleźli się po chwili.
Czekali na niego już odpowiedni lekarze. Kazali się położyć i przystawili do
twarzy maskę. Chłopak wiedział, że tam jest substancja, która krok po kroku
będzie sprawiać, że umrze. Jednak się nie bał. Przed oczyma zaczęły mu się
pojawiać sceny z jego życia. Rodzina, pszczółki, przyjaciele i ona. Wszyscy
byli szczęśliwi. Właśnie tak chciał ich zapamiętać. Nanosekunda zamieniała się na mikrosekundę.
Mikrosekunda na milisekundę, a ona na sekundę. Z każdą sekundą tracił siły. Wiedział,
że za chwile skalpel ruszą w dłonie lekarzy i zaczną przecinać jego skórę.
Kiedy tracił ostatnie sekundy swojego, życia….
___________________________
Hej. Na wstępie przepraszam za taki długi okres przerwy. Po
prostu moje życie z dnia na dzień runęło.
Ale mniejsza o to. Teraz jestem i zamierzał skończyć tą
historię :) :) :)
Proszę jedynie o wasze szczere opinię w komentarzach. One mnie
motywują do pisania. STRASZNIE STRASZNIE!!!!
Buziaki :*