Następny rozdział = 10 komentarzy :)
Anonimy proszę o podpisywanie się ;)
Anonimy proszę o podpisywanie się ;)
Mario :)
- Co jest? - zapytałem uśmiechnięty.
- Może lepiej żebyś usiadł. - powiedział przyjaciel. Jak wcześniej wszyscy rozmawiali, to teraz ucichła cała szatnia.
- Mów szybko bo zaczynam się bać !
- Chodzi o to , że on został pobity i walczy o życie w szpitalu. Nie jest z nim dobrze. Wręcz można powiedzieć, że jest na krawędzi miedzy życiem, a śmiercią. - po tych słowach byłem przerażony. Rano miałem takie dziwne wrażenie, że coś się złego stanie. I chyba to się spełniło.
- O kogo ci chodzi ?? - zapytałem, bo nie wiedziałem o kogo chodzi.
- O twoje brata !! - teraz to już był jakiś koszmar.
- Przecież Felix do mnie co przyjechał i wszystko było dobrze. Wiec to nie on. O boże !! Chodzi wam o Fabiana !! Co z nim !!? W jakim jest stanie - teraz to chodziłem bez sensu po szatni i nie wiedziałem co miałem zrobić. Od razu Kroos mnie przytulił i krzyknął na mnie :
- Z Fabianem wszystko dobrze !!! Z Felixem też !! W ogóle nie chodzi tu o nich !! Chodzi tu o Marco Reus'a !! Przecie on jest dla ciebie jak brat wiec dlatego tak powiedziałem !! - boże !! Co z nim !!?? Ja nie przeżyje jak jemu coś się stanie !? Jak bym nie przechodził do tego klubu, bym był przy nim. Nie dopuścił bym w ogóle , aby coś się mu stało. Może i on jest starszy ode mnie, ale to jestem jak starszy brat. Strasznie się o niego boję.
- Co z nim ?! - zapytałem roztrzęsiony
- Nie wie . Wiem tylko, że jest w ciężkim i może nie przeżyć kolejnej nocy !!
- Ja muszę do niego jechać !! - powiedziałem bez zastanowienia.
- Jedź !! My wszystko wyjaśnimy trenerowi. Jak dojedziesz to maż do nas zadzwonić i powiedzieć co z nim. Nie martw się będzie wszystko dobrze. - właśnie po wypowiedzeniu tych słów wszyscy piłkarze mnie przytulili. Zrobiliśmy wielkiego misia. - Dziękuje wam !! - powiedziałem trochę spokojniej.
- Może lepiej żebyś usiadł. - powiedział przyjaciel. Jak wcześniej wszyscy rozmawiali, to teraz ucichła cała szatnia.
- Mów szybko bo zaczynam się bać !
- Chodzi o to , że on został pobity i walczy o życie w szpitalu. Nie jest z nim dobrze. Wręcz można powiedzieć, że jest na krawędzi miedzy życiem, a śmiercią. - po tych słowach byłem przerażony. Rano miałem takie dziwne wrażenie, że coś się złego stanie. I chyba to się spełniło.
- O kogo ci chodzi ?? - zapytałem, bo nie wiedziałem o kogo chodzi.
- O twoje brata !! - teraz to już był jakiś koszmar.
- Przecież Felix do mnie co przyjechał i wszystko było dobrze. Wiec to nie on. O boże !! Chodzi wam o Fabiana !! Co z nim !!? W jakim jest stanie - teraz to chodziłem bez sensu po szatni i nie wiedziałem co miałem zrobić. Od razu Kroos mnie przytulił i krzyknął na mnie :
- Z Fabianem wszystko dobrze !!! Z Felixem też !! W ogóle nie chodzi tu o nich !! Chodzi tu o Marco Reus'a !! Przecie on jest dla ciebie jak brat wiec dlatego tak powiedziałem !! - boże !! Co z nim !!?? Ja nie przeżyje jak jemu coś się stanie !? Jak bym nie przechodził do tego klubu, bym był przy nim. Nie dopuścił bym w ogóle , aby coś się mu stało. Może i on jest starszy ode mnie, ale to jestem jak starszy brat. Strasznie się o niego boję.
- Co z nim ?! - zapytałem roztrzęsiony
- Nie wie . Wiem tylko, że jest w ciężkim i może nie przeżyć kolejnej nocy !!
- Ja muszę do niego jechać !! - powiedziałem bez zastanowienia.
- Jedź !! My wszystko wyjaśnimy trenerowi. Jak dojedziesz to maż do nas zadzwonić i powiedzieć co z nim. Nie martw się będzie wszystko dobrze. - właśnie po wypowiedzeniu tych słów wszyscy piłkarze mnie przytulili. Zrobiliśmy wielkiego misia. - Dziękuje wam !! - powiedziałem trochę spokojniej.
Po chwili wziąłem torbę treningową i wyszedłem z szatni. Wyszedłem ze stadionu i ruszyłem w kierunku samochodu. Po niecałych 5 minutach byłem już przy maszynie.
Na tylne siedzenie włożyłem torbę i usiadłem przy kierownicy. Wziąłem kilka głębokich wdechów i włączyłem silnik. Następnie ruszyłem z pod stadionu w stronę domu. Po 15 minutowej szybkiej jazdy dotarł em do celu. Wysiadłem jak najszybciej z pojazdu i ruszyłem w stronę domu. Otworzyłem drzwi i węzłem do środka. Kiedy wszedłem do salonu zobaczyłem Felixa, który grał w FIFE.
- A ty nie miałeś być na treningu ??- zapytał zaskoczony.
- Marco miał wypadek i lecimy do Dortmundu. Pakuj się jak NAJSZYBCIEJ. - powiedziałem stanowczo ostatnie zdanie. Podkreślając słowo ''najszybciej''. Nawet nie czekałem na odpowiedz Felixa. Wbiegłem po schodach ( za mną podążał braciszek ) do swojego pokoju. Wyjąłem walizkę z szafy i zacząłem pakować do nich najpotrzebniejsze rzeczy. Pobiegłem jeszcze do łazienki i spakował do kosmetyczki kilka przedmiotów. Następnie wróciłem do pokoju i spakowałem trzymający w dłoni przedmiot do walizki. Na sam koniec zasunąłem ją i postawiłem na ziemi. Wszystkie czynności z panowaniem zajęły mi niecałe dziesięć minut. Wyszedłem z pokoju i krzyknąłem do Felixa:
- Ja już się spakowałem. Pomoc ci w czymś, aby było szybciej ?! - odkąd pamiętam najmłodszy Götze pakował się najwolniej.
Ale to co zobaczyłem, totalnie mnie zatkało. A mianowicie młody wyszedł z walizką na korytarz. Na jego głowie panował chaos. Jazdy włos w inną stronę. Czyli mój braciszek naprawdę się spieszył :) Na jego widok, aż moje kąciki ust się podniosły. Pewnie w innej sytuacji zaczął bym się z niego śmiać, ale nie było teraz czasu.
- Jak tak dalej będziemy stać to nigdy nie dojedziemy do Dortmundu. Wiec braciszku rusz swoje cztery litery i do samochodu. - powiedział Felix, a ja się nie mògłem powstrzymać. Zacząłem się z niego śmiać. On zaraz do mnie dołączył. Ale po chwili opamiętaliśmy się i zaczęliśmy znosić swoje walizki. Czyli każdy po jednej ;) Kiedy byliśmy na dole, młody Götze założył buty i wyszliśmy z domu. Na sam koniec zakluczyłem dom i udaliśmy się w stronę zaparkowanego na podjeździe samochodu. Otworzyłem bagażnik i włożyliśmy duże przedmioty do niego. Następnie usiadłem na miejscu kierowcy, a młody obok mnie na miejscu pasażera. Zapiąłem pasy i włożyłem kluczyki do stacyjki. Odpaliłem samochód i ruszyliśmy w stronę naszego domu rodzinnego. Do Dortmundu.....
Na tylne siedzenie włożyłem torbę i usiadłem przy kierownicy. Wziąłem kilka głębokich wdechów i włączyłem silnik. Następnie ruszyłem z pod stadionu w stronę domu. Po 15 minutowej szybkiej jazdy dotarł em do celu. Wysiadłem jak najszybciej z pojazdu i ruszyłem w stronę domu. Otworzyłem drzwi i węzłem do środka. Kiedy wszedłem do salonu zobaczyłem Felixa, który grał w FIFE.
- A ty nie miałeś być na treningu ??- zapytał zaskoczony.
- Marco miał wypadek i lecimy do Dortmundu. Pakuj się jak NAJSZYBCIEJ. - powiedziałem stanowczo ostatnie zdanie. Podkreślając słowo ''najszybciej''. Nawet nie czekałem na odpowiedz Felixa. Wbiegłem po schodach ( za mną podążał braciszek ) do swojego pokoju. Wyjąłem walizkę z szafy i zacząłem pakować do nich najpotrzebniejsze rzeczy. Pobiegłem jeszcze do łazienki i spakował do kosmetyczki kilka przedmiotów. Następnie wróciłem do pokoju i spakowałem trzymający w dłoni przedmiot do walizki. Na sam koniec zasunąłem ją i postawiłem na ziemi. Wszystkie czynności z panowaniem zajęły mi niecałe dziesięć minut. Wyszedłem z pokoju i krzyknąłem do Felixa:
- Ja już się spakowałem. Pomoc ci w czymś, aby było szybciej ?! - odkąd pamiętam najmłodszy Götze pakował się najwolniej.
Ale to co zobaczyłem, totalnie mnie zatkało. A mianowicie młody wyszedł z walizką na korytarz. Na jego głowie panował chaos. Jazdy włos w inną stronę. Czyli mój braciszek naprawdę się spieszył :) Na jego widok, aż moje kąciki ust się podniosły. Pewnie w innej sytuacji zaczął bym się z niego śmiać, ale nie było teraz czasu.
- Jak tak dalej będziemy stać to nigdy nie dojedziemy do Dortmundu. Wiec braciszku rusz swoje cztery litery i do samochodu. - powiedział Felix, a ja się nie mògłem powstrzymać. Zacząłem się z niego śmiać. On zaraz do mnie dołączył. Ale po chwili opamiętaliśmy się i zaczęliśmy znosić swoje walizki. Czyli każdy po jednej ;) Kiedy byliśmy na dole, młody Götze założył buty i wyszliśmy z domu. Na sam koniec zakluczyłem dom i udaliśmy się w stronę zaparkowanego na podjeździe samochodu. Otworzyłem bagażnik i włożyliśmy duże przedmioty do niego. Następnie usiadłem na miejscu kierowcy, a młody obok mnie na miejscu pasażera. Zapiąłem pasy i włożyłem kluczyki do stacyjki. Odpaliłem samochód i ruszyliśmy w stronę naszego domu rodzinnego. Do Dortmundu.....
Daria ;)
- Do cholery jasnej powie Pan co z Reus'em?!?!
- Pan Reus jest w stanie krytyczny. Ledwo co go odratowaliśmy. Przykro mi, ale nic już nie możemy zrobić. Wszystko w rekach bożych.
- Można do niego wejść ?? - zapytałam.
- W tym momencie nie. Na pewno do końca dzisiejszego dnia jest to niemożliwe. Będziecie mogli wejść do niego jutro po południu. Jeśli już nie macie więcej pytań, to przepraszam, ale sobie już pójdę. Muszę zajrzeć do innych pacjentów. - Nie, nie mamy już więcej pytań. A i dziękujemy za wszystko. - powiedział Kuba
- Podziękujecie mi kiedy Pan Marco wyjdzie ze szpitala. A teraz przepraszam. Do widzenia. - po tych słowach lekarz poszedł w swoją stronę. Pewnie do innych pacjentów tego szpitala.
Ja podeszłam do szyby przy sali Marco i zaczęłam patrzeć na niego. Nie mogę sobie tego darować. To jest i wyłącznie moja wina. Po co ja tu przyjeżdżałam !! Jak bym została w Polskę to teraz wszyscy by byli tutaj szczęśliwi. Może jak bym popełniła samobójstwo, to wszyscy by byli szczęśliwi ?? Ale z drugiej strony, niektórzy by się załamali. A myślę tu o wujku Jürgen'ie, dziadkach i Marco. Czyli, że nie mogę tego zrobić. Muszę żyć !!
Z moich jakże ważnych rozmyśleń wyrwał mnie głos... Skąd z go kojarzę, ale nie wiem skąd. Odwróciłam się i zobaczyłam... Osobę, która była po śmierci rodziców jak drugi tata. A czasem i może mama :) A była to legenda Borussii Dortmund. A mianowicie Dede :)
Od razu rzuciłam mu się na szyje. Dede mnie jak zawsze mocno przytulił. W pewnym momencie poczułam, że tracę grunt pod moimi nogami. Były piłkarz pszczółek obrócił mnie kilka razy wokół własnej osi. Następnie postawił mnie na ziemi. Kiedy zobaczyłam z bliska jego twarz, to ujrzałam nie tak młodą twarz jak kiedyś. Pod oczami było widać trochę zmarszczek. Jak i na całej twarzy.
Pamiętam jak mówił, że zawsze będzie młody. Nigdy nie będzie zmarszczek. Ale jednak się przeliczył. Kocham tego człowieka. Na myśl wspomnień moje kąciki ust się podniosły. Ale nie na długo. Po chwili wróciły wspomnienia z ostatniego dnia.
- Wiesz słodziaku, że ja kocham, kiedy się uśmiechasz. Bo wtedy wiem i czuję, że mogę góry przenosić:) - powiedział, a w moich oczach pojawiły się łzy. Ale nie były to zły smutku. Były to łzy szczęścia. Odkąd pamiętam Dede zawsze mi tak mówił kiedy płakałam. Wtedy zawsze powracał na moje usta uśmiech.
- Przez te dwa długie lata brakowało mi ciebie i twoich wypowiedzi, które zawsze mnie pocieszały, rozweselały. - powiedziałam i spojrzałam w jego brązowe tęczówki.
- Ja za tobą jeszcze bardziej. - z i znowu się przytuliliśmy.
- A nie bo ja :) - zaczęliśmy się przekomarzać jak za dawnych lat. Trwało to jakieś pięć minut, ale trwało by to dłużej gdyby piłkarze się nie wtrącili.
- Dosyć tego !! - zarządził Leo
- Tak jest !! - odpowiedzieliśmy jednocześnie.
- My też chcemy się przywitać z Leonardo de Déus Santos - powiedział oficjalnie Sebastian.
- A nie lepiej mówić po prostu Dede?? - zapytałam pszczółki.
- Oj tam :) - powiedział i machnął ręką Sebastian.
- To ile mam na was czekać, abyście się ze mną przywitali ?? - powiedział Leonardo.
- Ani sekundy dłużej !! - powiedział teatralnie Sebastian.
I się zaczęło :) Każda pszczółka podchodziła do legendy Borussii Dortmund i się przytulała. A i choć tam sobie do ucha mówili. Na nam koniec przywitał się wujek Jürgen. Z nich to był ubaw. Nie dość, że podali sobie ręce to zaczęli się całować po policzkach na powitanie. Wszyscy ( no oprócz witającej się dwójki ) leżeliśmy ze śmiechu na podłoże, a raczej tarzaliśmy się.
- Co w tym jest śmiesznego ?! - zapytał wujek.
- Nie no skąd !!- powiedział ironicznie Kevin.
- Też tak myślę. - powiedział Brazylijczyk i się uśmiechnął.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Teraz to leżały ze śmiechu nawet sprawcy tego. Po jakiś dwudziestu minutach uspokoiliśmy się.
- Brakowało nam ciebie :) - powiedział Sebastian. A każda pszczółka, wujek i ja potaknęliśmy głową na, że to prawda.
- Mi was też brakowało. - powiedział wzruszony Brazylijczyk. - A teraz może MISIO ?? - dodał po chwili.
Nie trzeba było czekać na odpowiedz. Wszyscy się przytuliliśmy do siebie i zrobiliśmy tak zwanego misia bądź wielkiego przytulasa. Jak kto woli. Po dziesięciu minutach odkleiliśmy się od siebie.
- Bo my tu tak teraz stoimy i się bawimy. A ja tu przyjechałem, aby dowiedzieć się co z Reus'em. Może mi ktoś powiedzieć co z nim ?? - odezwał się Dede.
I właśnie w tej chwili, każdemu bez wyjątku zniknął uśmiech z twarzy. Wszyscy przypomnieliśmy sobie co się stało. Nikt z nas nie wiedział co ma powiedzieć. Wiedz ja postanowiłam wszystko opowiedzieć.
- To może ja ci wszystko wyjaśnię. Ale może lepiej będzie jeśli usiądziesz. - usiadłam na szpitalnym krześle, a obok mnie usiał Dede. A obok nad znaleźli się piłkarze. Łukasz mnie przytulił. Wzięła głęboki oddech i zaczęłam opowiadać.
- Pan Reus jest w stanie krytyczny. Ledwo co go odratowaliśmy. Przykro mi, ale nic już nie możemy zrobić. Wszystko w rekach bożych.
- Można do niego wejść ?? - zapytałam.
- W tym momencie nie. Na pewno do końca dzisiejszego dnia jest to niemożliwe. Będziecie mogli wejść do niego jutro po południu. Jeśli już nie macie więcej pytań, to przepraszam, ale sobie już pójdę. Muszę zajrzeć do innych pacjentów. - Nie, nie mamy już więcej pytań. A i dziękujemy za wszystko. - powiedział Kuba
- Podziękujecie mi kiedy Pan Marco wyjdzie ze szpitala. A teraz przepraszam. Do widzenia. - po tych słowach lekarz poszedł w swoją stronę. Pewnie do innych pacjentów tego szpitala.
Ja podeszłam do szyby przy sali Marco i zaczęłam patrzeć na niego. Nie mogę sobie tego darować. To jest i wyłącznie moja wina. Po co ja tu przyjeżdżałam !! Jak bym została w Polskę to teraz wszyscy by byli tutaj szczęśliwi. Może jak bym popełniła samobójstwo, to wszyscy by byli szczęśliwi ?? Ale z drugiej strony, niektórzy by się załamali. A myślę tu o wujku Jürgen'ie, dziadkach i Marco. Czyli, że nie mogę tego zrobić. Muszę żyć !!
Z moich jakże ważnych rozmyśleń wyrwał mnie głos... Skąd z go kojarzę, ale nie wiem skąd. Odwróciłam się i zobaczyłam... Osobę, która była po śmierci rodziców jak drugi tata. A czasem i może mama :) A była to legenda Borussii Dortmund. A mianowicie Dede :)
Od razu rzuciłam mu się na szyje. Dede mnie jak zawsze mocno przytulił. W pewnym momencie poczułam, że tracę grunt pod moimi nogami. Były piłkarz pszczółek obrócił mnie kilka razy wokół własnej osi. Następnie postawił mnie na ziemi. Kiedy zobaczyłam z bliska jego twarz, to ujrzałam nie tak młodą twarz jak kiedyś. Pod oczami było widać trochę zmarszczek. Jak i na całej twarzy.
Pamiętam jak mówił, że zawsze będzie młody. Nigdy nie będzie zmarszczek. Ale jednak się przeliczył. Kocham tego człowieka. Na myśl wspomnień moje kąciki ust się podniosły. Ale nie na długo. Po chwili wróciły wspomnienia z ostatniego dnia.
- Wiesz słodziaku, że ja kocham, kiedy się uśmiechasz. Bo wtedy wiem i czuję, że mogę góry przenosić:) - powiedział, a w moich oczach pojawiły się łzy. Ale nie były to zły smutku. Były to łzy szczęścia. Odkąd pamiętam Dede zawsze mi tak mówił kiedy płakałam. Wtedy zawsze powracał na moje usta uśmiech.
- Przez te dwa długie lata brakowało mi ciebie i twoich wypowiedzi, które zawsze mnie pocieszały, rozweselały. - powiedziałam i spojrzałam w jego brązowe tęczówki.
- Ja za tobą jeszcze bardziej. - z i znowu się przytuliliśmy.
- A nie bo ja :) - zaczęliśmy się przekomarzać jak za dawnych lat. Trwało to jakieś pięć minut, ale trwało by to dłużej gdyby piłkarze się nie wtrącili.
- Dosyć tego !! - zarządził Leo
- Tak jest !! - odpowiedzieliśmy jednocześnie.
- My też chcemy się przywitać z Leonardo de Déus Santos - powiedział oficjalnie Sebastian.
- A nie lepiej mówić po prostu Dede?? - zapytałam pszczółki.
- Oj tam :) - powiedział i machnął ręką Sebastian.
- To ile mam na was czekać, abyście się ze mną przywitali ?? - powiedział Leonardo.
- Ani sekundy dłużej !! - powiedział teatralnie Sebastian.
I się zaczęło :) Każda pszczółka podchodziła do legendy Borussii Dortmund i się przytulała. A i choć tam sobie do ucha mówili. Na nam koniec przywitał się wujek Jürgen. Z nich to był ubaw. Nie dość, że podali sobie ręce to zaczęli się całować po policzkach na powitanie. Wszyscy ( no oprócz witającej się dwójki ) leżeliśmy ze śmiechu na podłoże, a raczej tarzaliśmy się.
- Co w tym jest śmiesznego ?! - zapytał wujek.
- Nie no skąd !!- powiedział ironicznie Kevin.
- Też tak myślę. - powiedział Brazylijczyk i się uśmiechnął.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Teraz to leżały ze śmiechu nawet sprawcy tego. Po jakiś dwudziestu minutach uspokoiliśmy się.
- Brakowało nam ciebie :) - powiedział Sebastian. A każda pszczółka, wujek i ja potaknęliśmy głową na, że to prawda.
- Mi was też brakowało. - powiedział wzruszony Brazylijczyk. - A teraz może MISIO ?? - dodał po chwili.
Nie trzeba było czekać na odpowiedz. Wszyscy się przytuliliśmy do siebie i zrobiliśmy tak zwanego misia bądź wielkiego przytulasa. Jak kto woli. Po dziesięciu minutach odkleiliśmy się od siebie.
- Bo my tu tak teraz stoimy i się bawimy. A ja tu przyjechałem, aby dowiedzieć się co z Reus'em. Może mi ktoś powiedzieć co z nim ?? - odezwał się Dede.
I właśnie w tej chwili, każdemu bez wyjątku zniknął uśmiech z twarzy. Wszyscy przypomnieliśmy sobie co się stało. Nikt z nas nie wiedział co ma powiedzieć. Wiedz ja postanowiłam wszystko opowiedzieć.
- To może ja ci wszystko wyjaśnię. Ale może lepiej będzie jeśli usiądziesz. - usiadłam na szpitalnym krześle, a obok mnie usiał Dede. A obok nad znaleźli się piłkarze. Łukasz mnie przytulił. Wzięła głęboki oddech i zaczęłam opowiadać.
Mario ( trzy godziny później )
Właśnie dojechaliśmy do szpitala w Dortmundzie. Zaparkowałem w jak najbliższym miejscu i zgasiłem silnik. Odpięliśmy pasy i wysialiśmy z samochodu. Następnie ruszyliśmy w stronę wejścia do szpitala.
Prawdę mówiąc byłem strasznie wyczerpany. Najchętniej bym położył się spać na wygodnym łóżku po podróży. Ale nie mogę!! Muszę się dowiedzieć co z moim przyjacielem.
Felix podczas podróży trochę się zdrzemną. Zazdroszczę mu :)
Ale teraz jest to wszystko nie ważne !!
Weszliśmy do szpitala i od razu podeszliśmy do recepcji.
- Przepraszam. W jakiej sali leży Marco Reus ?? - spytałem się siedzącą kobietę za ladą.
- A kim pan jest ?? - Odpowiedziała pytaniem.
- Jestem jego najlepszym przyjacielem. Jesteśmy dla siebie jak bracia. - powiedziałem i na koniec wymusiłem uśmiech na mojej mordce.
- Jeśli tak to Pan Reus leży na drugim piętrze w sali numer 10. - powiedziała pielęgniarka i odwzajemniła gest. Tylko, że z małą różnicą. U niej był to naturalny uśmiech.
- Dziękuje pani!! - powiedziałem i ruszyłem z Felix'em w stronę sali Marco.
Po dziesięciu minutach znaleźliśmy się na drugim piętrze. Tylko proszę nie pytajcie dlaczego :( Ten dzień na pewno nie zaliczę do udanych. Kiedy znaleźliśmy się już na korytarzu na wtórym leżał mój przyjaciel, zauważyłem pszczółki. Ale ty o nie koniec wśród nich był trener, jakaś dziewczyna, która była przytulona do.... Dede !! Nie mogę w to uwierzyć !! To on !!
- Dede ?! - krzyknąłem. Sam nawet nie wiem po co. Stało się :(
Wszystkie pary oczu się na mnie zaczęły patrzeć. Dede wstał z miejsca i zaczął iść w moją stronę.
- Kogo ja widzę !! Mario !!- po kilku sekundach byliśmy do siebie przytuleni. Strasznie mi go brakuje :( Właśnie od niego nauczyłem się wiele rzeczy. Pewnie jak nie on to bym nie był, aż tak zdolny :)
- Tęskniłem za tobą:( - powiedziałem.
-Jak za tobą jeszcze bardziej !! - powiedział Dede.
- Dede weź się przesuń bo ja też chce się przywita, z gwiazdą Bayernu München.- powiedział Sahin. I wszyscy piłkarze znaleźli się do okola mnie.
- Ej !! Ja byłem pierwszy - wtrącił się Mats
- Nie bo ja !! - powiedział, a raczej krzyknął Kuba.
- Sorry panowie, ale najpierw ja się przywitam z tym młodzieńczym !! - rozkazał mój mentor. Był, jest i będzie dla mnie jak drugi tata.
- No dobra - powiedzieli chórem i odsunęli się ode mnie.
Przy nich nie da się nie śmiać. Poprawili mi humor :) Właśnie tego brakuje mi w Bayernie :(
Ale wróćmy do tematu.
Na początku podszedł do mnie trener i mnie przytulił, a potem to już był jeden wielki chaos. Każda pszczółka chciała się ze mną przywitać, ale nie mogli dogadać się kto pierwszy. Więc w końcu wyszło tak, że zaczęli się przepychać. W pewnym momencie wylądowałem na ziemi, a pszczółki na mnie. Oczywiście wszyscy zaczekaliśmy się śmiać. Zrobiliśmy kanapkę :) Strasznie za tym tęsknie. Pamiętam, że po prawie każdym z ważniejszych strzelonych goli właśnie coś takiego robiliśmy. Po piętnastu minutach ogarnęliśmy się. Spojrzałem na dziewczynę , a ta ani nie drgnęła.
-Co to za dziewczyna ?? - spytałem chłopaków.
- Choć. Poznacie się!! - rozkazał Piszczek. Nie za protestowałem. Kiedy stanąłem obok dziewczyna, ta momentalnie podniosła się z krzesełka. Kiedy ujrzałem jej smutną twarz zaniemówiłem to ona !! Jej mina po chwili miała taki sam wyraz twarzy. Zdziwienia.
- To ty !! - powiedzieliśmy równocześnie. W pewnym momencie dziewczyna zaczęła tracić przytomność. Zaczęła opadać ku ziemi. Na szczęście miałem rewelers i ją złapałem. Byłem przerażony.
- Idźcie po lekarz - powiedział Dede. Kuba i Piszczek ruszyli pędem.
-Mario sprawdź jej puls !! - rozkazał Jürgen. Zrobiłem co kazał. Sprawdziłem.
Miała ........
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A początku chciałabym was przeprosić, że dopiero teraz, ale wczoraj było zebranie i mialam małą karę :(
Ale już ją wykonałam i jestem.
Jak wiecie dziesięć komentarzy i następny post. Chce po prostu wiedzieć, czy ktoś to czyta.
Jak myślicie co będzie z Darią ??
^.^ CZYTASZ = KOMENTUJESZ *.*
CAŁUSY :*
Genialny po prostu zajebisty warto było czekać. Dlaczego przerwałaś w takim momencie tak się nie robi. Czekam z niecierpliwością na nexta. Pozdrawiam i zapraszam jak zawsze do siebie.
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że dodałaś ten rozdział ! :)
OdpowiedzUsuńJest na prawdę świetny... <3
Co z nimi?! Co z Marco ?! Kucze i do tego jeszcze Daria... się porobiło.
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością ;***
Zapraszam do siebie. :)
Pozdrawiam, Marta ;**
Rozdział wspaniały! Jestem ciekawa skąd Mario zna Darie. Mam nadzieje że nuc sie jej nie stało i że Marco przeżyje.
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta
Rozdział po prostu genialny, mam nadzieje że wszystko będzie dobrze z Marco i że Darii nic nie będzie i jeszcze Mario <3. Czekam na następny rozdział z niecierpliwością. Pozdrawiam. :**
OdpowiedzUsuńAle sie narobilo.....kurde. Mam nadzieje że z Daria bedzie wszystko ok. Biedny Marco.
OdpowiedzUsuńDobrze że ma takiego przyjaciela jak Mario. A Gotze ....podziw. Był w stanie rzucić wszystko by tylko pojechać do przyjaciela. <3 <3
Rozdział jest wspaniały. Czekam na nn :-*
Pozdrwiam. ;-)
Swietny rozdzial !!! Ale to jak zawsze ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny!! ;3
Caluje ;***
/Ola ;*
mega zajebisty, pisz dalej kobieto! ;pGusiaa
OdpowiedzUsuńzapraszam na 2 rozdział http://shakira-gerard-pique.blogspot.com/2014/06/rozdzia-2.html#comment-form oraz na 16 http://czy-to-jest-prawda-barca-cesc.blogspot.com/2014/06/rozdzia-16-nie-chce-o-nim-myslec.html#comment-form licze ze oba skomentujesz :)
OdpowiedzUsuńDobrze, ze Marco ma takiego przyjaciela, ktory jest w stanie rzucic wszystko i jechac by byc przy nim. Co z Marco? Boje sie o niego i o Darie rowniez. Mam nadzieje, ze wszystko dobrze sie skonczy. Dodaj kolejny szybko. Ludzie komentujcie !!!
OdpowiedzUsuńWspaniały!! <3 czekam z niecierpliwością na następny !! Olaa
OdpowiedzUsuńDlaczego przerwałaś w takim momencie ? :O
OdpowiedzUsuńDodaj szybko następny !!! ;*
Zapraszam http://dlugi-sen-diany.blogspot.com/
Pozdrawiam. <3
Fajny rozdział :D Czekam na kolejny ( ale wiem że już się pisze jak się cie pogoni to działasz <3) Marysia :***
OdpowiedzUsuńjest naprawdę fajny, przeczytałam wszystkie rozdziały jednym tchem (tak chyba tak to się mówi) xd Czekam na następny :3 zapraszam do mnie na opowiadanie w sumie też o Borussi i o Mario... ( a więcej nie zdradzę :3 ) http://you-are-my-angel-1909.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń