sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 12

CZTERY TYGODNIE PÓŹNIEJ (^o^)

Marco.

Nie wiem co się ze mną dzieję.  Nie umiem nad sobą panować, kiedy w pobliżu jest Daria. Czuję wtedy nie opanowaną złość, gniew.  Nawet nie wiem dlaczego, bo ona nic złego nie zrobiła, wręcz przeciwnie. Opiekuje się mną, pomaga mi,  w każdej sprawie.  Po prostu przy mnie jest i czuję,  że mnie kocha.  A ja?!? Opłacam jej krzykiem, a co najgorsze zdąża mi się ją uderzyć. Jestem dupkiem.  Przecież na kobietę,  a w dodatku,  którą kocha się całym sercem nie wolno podnieść głosu, a na pewno nie podnieść na nią ręki.
Po każdej kłótni Daria płacze i zamyka się w pokoju.  Dopiero wtedy do mnie dociera, że ją skrzywdziłem, że po raz kolejny jej kruche serce rozbiło się na miliardy malutkich kawałeczków. Wtedy zaczynam płakać. Jestem cholernym dupkiem, który krzywdzi osoby, które kocha. Na początku wystarczały słowa na przeprosiny, potem jednak nie umiałem dobrać w całość wyrazów, aby przeprosić. Właśnie od tamtego momentu zacząłem chodzić po kwiaty, albo po inną rzecz, wracałem i zawsze mówiłem, że to ostatni raz, ale prawda była inną. Daria zawsze mi wybacza.  Nawet sam już nie wiem,  dlaczego ona to robi.  Pewnie jak bym był na jej miejscu to dawno bym to skończył.
Ale chyba na tym polega prawdziwa i nie zniszczalna miłości.  Na przebaczaniu. Ale przecież też na poprawie, a u mnie z dnia, na dzień jest coraz gorzej.

Nie raz zastanawiałem się nad odejściem,  ale nie potrawie.  Kocham Daria i nie umiem o niej zapomnieć, choć wiem,  że tak było by lepiej.
Po prostu jestem skończonym egoistą i tchórzem.

Nie mam pojęcia co mam robić. Może Mario mi pomoże?  Przecież na niego mogę zawsze liczyć.  Wiem, że w ciszy wysłucha, wesprze i poradzi. Jeszcze nigdy dotąd mnie nie zawiódł.  Zawsze doradza mi dobrze.  Chyba dlatego,  że zna mnie na wylot. Przed jego odejściem do Bayernu,  wszystkie media, jak i znajomi uważali,  że jesteśmy papużki nierozłączki.  Ale to jest całkowita prawda.  Może od jego przejścia nie widzimy się tak dużo, ale prawie codziennie rozmawiamy.  Jesteśmy zawsze pod telefonem jeśli coś się złego dzieje.  Chyba dobrym przykładem był mój wypadek.  Mario przyjechał nie zważając na nic. Po prostu kocham tego szatyna.....

Podniosłem się z sofy i udałem się po schodach ku górze.  Po chwili otwierałem drzwi pokoju.  Spojrzałem na szafkę nocną i momentalnie moje kąciki ust się podniosły.  Podszedłem do niej i wziąłem zdjęcie. Na pierwszym planie byłem ja i Daria a w tle  pszczółki. Na myśl wspomnień, uśmiech nie schodził mi z twarzy.  Odłożyłem zdjęcia i wziąłem iPhone, który leżał przy lampce nocnej.
Nie zastanawiając się długo odblokowałem telefon i wybrałem numer mojego przyjaciela. Odebrał po trzech lub czterech sygnałach

- Hej! -  usłyszałem jego wesolutki głos.
- Cześć!!- głos mój był całkiem inny, niż mojego przyjaciela. Wyrażał smutek, był wręcz ponury.
- Coś słyszę, że nie jest dobrze. Mów co ci leży na sercu braciszku. -  i właśnie za to go kocham.
- Może nie przez telef.....  -  nie było dane mi skończyć.
- Zabieraj Darie i przyjeżdżajcie do mnie.  Wtedy wszystko mi opowiesz.
-Ale przecież masz treningi i....
- A ty masz kontuzję więc masz czas, a jak chcesz to Darie ja przekonam. A i mną się nie martw. Chyba nie będzie wam przeszkadzało jak zniknie na dwie góra trzy godziny. A więc co przyjeżdżacie??
-Ja z chęcią, ale nie wiem co z Darią.
-To zostaw mnie.  Zacznij się pakować, a ja pogadam z twoją ukochaną.  Wyślę Ci wiadomość co i jak.
-Dziękuję Ci za wszystko.
-Podziękujesz jak się zobaczymy.  A teraz pakuj się.  Część! -  powiedział mój braciszek i się rozłączył.  Nie zostało mi nic inne jak zacząć się pakować.  Miałem tylko nadzieję,  że blondynka się zgodzi.



Daria :) 

Te trzydzieści dni obróciło moje życie do góry nogami. A raczej ten wypadek zmienił wszystko.  Czy na lepsze?? Na pewno nie... Nie poznaje już Marco. Zmienił się.  Cały czas się ze mną kłóci, a ja nawet nie wiem o co.  Czasami nawet mnie uderzy...
Ja już tego nie wytrzymuje... Jestem na skraju wytrzymałości.  Moim przyjacielem stał się ból. Uwielbiam to.. Ból zadaje sobie  małym, cienkim, metalowym przedmiotem. Kiedy przykładam go do nadgarstka, przejeżdżam nim po skórze i widzę ścieżkę metalicznego odcienia czerwonego czuję ulgę. Zapominam o wszystkim... Liczy się tylko ta chwila...
Niektórzy mogą pomyśleć, że jeśli nielubie swojego życia i nie daje sobie z tym razy, to dlaczego nie wsadzę głębiej tego małego przedmiotu. Ale prawda jest taka, że nie potrafię. Wiele razy miewam taką ochotę, ale jestem tchórzem.
Nie chce, aby inny przeze mnie cierpieli. Przecież, gdyby wujek znalazł mnie w łazience w kałuży krwi, pękło by jemu serce. Do końca życia obwiniałby się, a tego na pewno nie chce.

Z tej sytuacji jest jeszcze jedno wyjście... A mianowicie odejście od Marco. Wydaje się proste, ponieważ nie mieszamy razem. Mogę przestać chodzić na treningi pszczółek, powiedzieć wszystko wujkowi, zaszyć się w domu na jakiś czas i po problemie.
Jednak jest to teoria... Trochę gorzej z praktyką. Nie potrawie odejść od blondyna. Kocham go i jak na razie nie wyobrażam sobie, życia bez niego.
Jest strasznie dużo tych przykrych słów w naszych wspomnieniach, ale bywają też te dobre. Marco w towarzystwie jest inny... Obdarza mnie swoim najpiękniejszym uśmiechem, jest czuły, opiekuńczy. Po prostu ideał. Lecz zmienia swoje zachowanie, gdy jesteśmy sami, najczęściej w domu. Wtedy staje się chłodny, widzę w jego oczach gniew... W takich momentach chce uciec, zobaczyć ścieżkę  metalicznego koloru spływająca po moim nadgarstku. Albo pokazać mu moje blizny chce, aby poczuł to ca ja czuję, gdy staje się nie do poznania....
Z moich jak, że ważnych rozmyślań wyrwał mnie głos mojego telefonu. Leniwie wstałam z krzesełka przy kuchennym stole i podeszłam do pułki w przed pokoju. Sięgnęłam po urządzenie i spojrzałam na wyświetlacz. Moje kąciki ust powędrowały ku górze. Zdjęcie brakowało Mario, który obdarza mnie najpiękniejszym widokiem swojego uśmiechu. W jego oczach jest coś takiego magnetyzującego....
- Daria wróć na ziemię !! - krzyknęłam sama na siebie. Szybko przyciągnęłam po ekranie zieloną słuchawkę.
- Hej Księżniczko !! - czułam, że się uśmiecha. - Jak się czujesz ??? Jak tam ci się mieszka w Dortmundzie. A !! I czy tęsknisz za mną ?? - z mojej twarzy nie schodził uśmiech. On jedyny wiem o mojej chorobie i martwi się o mnie. Oczywiście nie przesadzając.
- Po pierwsze to Część !! A po drugie to nie tyle pytań na raz. - powiedziałam radośnie. Jego głos działał cuda. Cały mój zły nastrój prysnął. Odszedł w zapomnienie. O wszystkich smutnych chwilach  zapomniałam....
- To mam lepszy sposób, na niezadawanie tyłu pytań na raz. - powiedział tajemniczo. A po chwili dodał - musisz tylko się zgodzić.
- .....
- Dariaa jesteś tam ??
- Jestem, ale teraz cicho. Rozważam za i przeciw. - powiedziałam radośnie. - To za : .............. Nie ma żadnych. Teraz przeciw : jesteś nie obliczalny, mogę sobie przez to krzywdę wyrzucić, albo.....
- Stop !! A teraz jedno ważne pytanie....
UFASZ MI ??- zapytał akcentując dwa ostatnie słowa.
- Przecież wiesz, że tak.- odpowiedziałam bez chwili namysłu.
- Takiej odpowiedzi oczekiwałem. A więc zacznij się pakować, bo za dwie godziny przyjedzie po ciebie Marco. - powiedział radośnie. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki mój dobry humor zniknął. Co z tym wspólnego ma blondyn ??
To  pytanie krążyło mi po głowie i nie chciało wyjść.
- A co z tym wspólnego ma Marco?? - zapytałam trochę przerażona.
- A bardzo dużo, aniołku.
- A mogę chociaż wiedzieć, gdzie jedziemy ?? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Mogę ci tylko zdradzić, jak będziesz na miejscu to twój uśmiech nie zejdzie ci z twarzy. - powiedział pewnie. Czułam, że się uśmiecha.
- To w takim razie mam jeszcze jedno pytanie, w zasadzie to dwa.
- Słucham....
- Czy ja w ogóle mam tutaj swoje zdanie ??
- Chyba... Na pewno nie ! - powiedział uradowany.
- Fajnie. A chociaż zdradzisz mi jaka jest w tym tajemniczym miejscu powoda, bo Nie wiem jakie rzeczy mam wziąć ??
- To jest taka sama pogoda jak w Dortmundzie. Czyli cieniutko.
- Dzięki - powiedział uśmiechniętą.
- A proszę- odpowiedział tym samym. - A teraz szykuj się bo masz czas do czternastej, a jest wpół do trzynastej. Część !!
- Cooo ?!? Część!! - powiedziałam po czym szybko się rozłączyłam miałam półtorej godziny na ogarniecie się i spakowanie. Pobiegłam pędem do szafy i pojawił się problem. Nie wiem na ile tam jedziemy. Nie chciało mi się już dzwonić do Mario, więc postanowiłam, że jak mi zabraknie ciuchów to sobie coś do kupię. Wyciągnęłam walizkę z szafy I zaczęłam pakować do niej rzeczy po około czterdziestu minutach  wszystko było spakowane. Zostało mi jeszcze się ogarnąć. Wzięłam do ręki ubrania, które przygotowałam wcześniej i ruszyłam w kierunku łazienki. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy i ubrałam się w wcześniej przygotowane rzeczy. Następnie zrobiłam leciutki makijaż, który polegał tylko i wyłącznie na kresce nad oczami i pomalowaniem rzęs Postanowiłam, że włosy uczeszę w kłosa.
Wyszłam z łazienki i z walizką powędrowałam schodami ku dołu. Duży przedmiot zostawiłam w korytarzu przy drzwiach wejściowych i cofnęłam się na górę po torebkę. Sprawdziłam w niej czy wszystko jest. Wszystko było Więc jestem gotowa do wyjazdu. Postanowiłam, że  napiszę do wujka, bo dzisiaj miała być posiedzenie  rady  BVB wiec nie chce przeszkadzać. Przy okazji  sprawdziłam godzinę. Wskazywała za dziesięć czternasta. Odetchnęłam z ulgą. Napisałam, krótką wiadomość do wujka, że jadę z Marco i że nie będzie nas kilka dni.
Kiedy wysłałam wiadomość usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Skakałam po programach w poszukiwaniu czegoś  ciekawego. Zatrzymałam się dopiero na kanale z bajkami. Uwielbiam je :) Czyje się wtedy jakbym  miała sześć, siedem lat i oglądała je z moim braciszkiem. Zawsze po obejrzeniu ich udaliśmy je.
Tęsknię za rodzicami i Kubą. Chciałabym, żeby byli tutaj. Zawsze zastanawiałam się co by było gdyby nie zginęli. ( Po moim policzku spływały już  łzy. )
Może teraz grałabym w FC Barcelonie, Borussii Dortmund, albo innym sławnym klubie ? Tego nie wiem i na pewno się nie dowiem. Kiedyś kochałam grać w piłkę, ale po śmierci rodziców przestałam. Spytacie dlaczego ?? Odpowiedź jest bardzo prosta. Piłka przypomina mi chwilę kiedy grałam z tatą i braciszkiem. Na początku jest radość, uśmiech na twarzy, a potem..... Potem są tylko łzy. Wspomnienia, które z chęcią bym wyrzuciła z mojej głowy. Jednak się nie da. Będą one towarzyszyły mi do końca życia.....
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi.
Wierzchem dłoni dotarłam mokry policzek i wolnym krokiem udałam się do miejsca, w którym ktoś dzwonił. Wzięłam głęboki oddech i mozolnie otworzyłam drewniane, ciemne drzwi. Za nimi stał nie kto inny jak Marco. Piłkarz chyba zauważył ścieżki łez, bo bez słowa podszedł do mnie i przytulił. Takiego właśnie kocham Reus'a ❤❤❤ Troszczącego się o innych, a nie zimnego brutala.
- Proszę nie płacz, Księżniczko. - mówił takim troskliwym głosem. W obecnej chwili czułam się bezpiecznie.
- Przepraszam, ale wspomnienia powróciły związane z moimi rodzicami i Kubą. - powiedziałam smutnym głosem i jeszcze bardziej wtuliłam się w klubową jedenastkę.
- Nie masz za co mnie przepraszać. Kocham Cię i zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dziękuję. - moje kąciki ust powędrowały ku górze.
- I właśnie to chce widzieć.- na jego twarzy także zagościł piękny uśmiech.
- Jedziemy w niewiadome mi miejsce ?? - zapytałam z nadzieją, że zdradzi mi gdzie się wybieramy.
- Zobaczysz. Mogę ci tylko zdradzić, że będziesz zadowolona. - powiedział tajemniczo. Po czym wziął moją dużą walizkę i ruszył w kierunku białego BMW. Nie zostało mi nic innego  jak wsiąść torebkę i iść za nim. Po drodze do auta, zakluczyłam dom. Marco jak to na dżentelmena przystało otworzył mi drzwi, a kiedy wsiadłam zamknął je. Następnie powędrował wokół samochodu i zajął miejsce obok mnie. Zapalił silnik i ruszyliśmy w bliżej nie określonym mi kierunku.

Jakiś czas później :)
Marco :*

Jechaliśmy w ciszy. Prawdę powiedziawszy nie umiałem zacząć rozmowy.  Nie wiedziałem co  powiedzieć. Czułem wewnętrzna bezsilność . Czułem, że mam wielką kulę w gardle i nie mogę jej się pozbyć. Istny koszmar !!!
Daria podczas drogi zasnęła. Jest taka piękna jak śni :* Na jej twarzy widnieje delikatny uśmiech, który jeszcze bardziej podkreślał jej piękno. Lubię na nią patrzeć, kiedy śni. Wtedy wydaje się taka szczęśliwa. Kocham tą dziewczynę ponad życie i nie chciałbym jej stracić.....

Po około pięciu godzinach dotarliśmy pod piękną rezydencję i jeszcze piękniejszy ogród. Trzeba przyznać, że poczucie stylu to Mario ma. Nie chwaląc się, to oczywiście ja mam je większe :P
Zaparkowałem na podjeździe i spojrzałem na drzwi wejściowe. Pojawił się w nich szatyn, z uśmiechem od ucha do ucha. Wysiadłem jak najszybciej z auta i przywitałem się z braciszkiem. Nasze powitanie z perspektywy obcej osoby wyglądało komicznie. 

-Część !! - wykrzyczał Mario.
- Hej !! - powiedziałem uśmiechnięty.
- A gdzie Daria ?- zapytał mnie zdziwiony Mario.
- Zasnęła podczas drogi. Nie mam serca, aby Jej budzić. - wyjaśniłem.
- Ty nie masz, ale ja mam!!- powiedział radośnie. Podszedł do samochodu, otworzył przednie drzwi i zaczął łaskotać Dee.

Daria (*^o^*)

W oddali widzę piękne drzewo. Coś w głębi mnie pragnie tam podejść. Początkowo opieram się.... Lecz później ulegam. Idę wolnym krokiem. Czuję, że każdy następny ruch sprawia mi coraz większą trudność.
Spoglądam na swoje dłonie. Nie są one tak młode jak wcześniej... Teraz są całe w zmarszczkach... Jak u starszej pani....
Przechodzę obok małego jeziorka. Nie mogąc uwierzyć zaczynam patrzeć w wodę. Ujrzawszy swoje odbicie nie mogę uwierzyć w to co widzę.... Jestem starszą kobietą !!!
-Daria, kochanie !! Gdzie jesteś ??- usłyszałam głos starszego mężczyzny. Błyskawicznie odwróciłam się i ujrzałam.....


~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej :) Mam małe pytanko....
Ostatnimi czasami korci mnie na założenie bloga, ale byłby nie typowy. Chodzi mi tutaj o opowiadanie związane z powstaniem i drugą wojną światową. Oczywiście nie zabraknie wątku z piłką nożną, prawdziwej przyjaźni i zakazanej miłości.
I co o tym sądzicie ??
Czekam na wasze  odpowiedzi :)

A jeśli chodzi o ten rozdział to pozostawiam waszej ocenie. Liczę, że podzielicie się ze mną swoimi opinia. Mogę was prosić o dłuższe komentarze ??

Ps. Dodałam małą ankietę. Jak byście mogli to proszę o wasze opinię be niej :)

CZYTASZ + KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ




wtorek, 14 października 2014

Czy jest sens ...

Od pewnego czasu zastanawiam się czy jest sens pisania tego bloga. Może powinnam zawiesić ?? Nie wiem sama :(
 Jest coraz mniej komentarzy, wyświetleń.
Niby bloga obserwuje jedenaście obserwatorów, ale w komentarzach tego w ogóle nie widać.
Może dlatego, że moje rozdziały są brzydkie i nie umiem pisać ?? Jeśli  tak  jest to napiszcie to w komentarzach.
Jak będę umiała to poprawię się. A jeśli i to nie wyjdzie to po prostu usunę tego bloga.
Przecież pisze go  dla was ❤
Jeśli chcecie ze mną pogadać to piszcie na GG . Na pewno wam dopisze  :)
Numer GG :  51592138
Następny rozdział ----> JEDENAŚCIE KOMENTARZY !!!! 

piątek, 26 września 2014

Rozdział 11 ╮(╯▽╰)╭

Rozdział dedykuję Patrycji Misiak. To dzięki tobie zaczęłam pisać ten rozdział.
Dziękuję ci (*˘︶˘*)

Proszę o przeczytanie notatki pod rozdziałem.
Ps. Dodałam opcje obserwatorów :) 

Daria

Powędrowałam do sali numer 102 i otworzyłam drzwi. To co tam zobaczyłam totalnie mnie zamurowało. Marco całował się z jakąś dziewczyną !!! 
Czułam, że moje serce rozbiło się na milion drobniutkich kawałeczków. Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Po chwili dałam spust swoim emocjom. Nie potrafiłam przestać. Płakałam jak małe dziecko.
Odwróciłam się i trzasnęłam drzwiami. Wychodząc ze szpitala, ktoś złapał mnie za rękę. Odwrócił mnie w swoją  stronę i zobaczyłam, że to był Marco. Nie miałam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Chciałam mu się wyrwać,ale on objął mnie w pasie i nie miał nawet najmniejszego zamiaru mnie puścić.
- Zostaw mnie !!- krzyknęłam przez łzy.
- Niee!! Za bardzo mi na tobie zależy. Zakochałem się  od pierwszej chwili, kiedy cię zobaczyłem. - powiedział patrząc prościusieńko w moje paczałki.
- Dlaczego mi to zrobiłeś ?? - zapytałam nadal płacząc. Nie umiałam tego zrozumieć. Mówi mi, że mnie kocha, a całuję się z inną dziewczyną. Pewnie jak bym wtedy nie weszła to nie skończyło by się tylko na pocałunkach.
- Wiem, że to głupie tłumaczenie się ,ale to ona weszła do sali i mnie pocałowała. A ... - Nie dałam mu dokończyć.
- A ty jako grzeczny chłopiec postanowiłeś odwzajemnić to. - powiedziałam odrobinkę podniesionym głosem. - Możesz mnie już puścić!! Wyjaśniliśmy sobie już wszystko!! - Zaczęłam się wyrywać, ale Reus nie chciał mnie puścić. Zaczęłam nawet uderzać pięściami w jego klatkę piersiową. Wtedy chłopach objął mnie jeszcze mocniej.
- Przepraszam, ale nie pozwolę ci odejść. Zrobię wszystko co tylko byś chciała, tylko mi wybacz. Proszę cię o to.  NIKOGO NIE KOCHAM TAK JAK CIEBIE !!- powiedział podkreślając ostatnie zdanie.
- Marco ja też cię kocham, ale nie wiem....- nie było mi dane skończyć. Marco zmniejszył nasz dystans do minimum i pocałował mnie. Na początku nie chciałam, ale potem uległam. Odwzajemniłam jego pocałunek, choć wiem, że tego nie powinnam zrobić.
Kiedy zaczęło nam brakować tlenu, odkleiliśmy się od siebie. Popatrzyłam mu prosto w oczy i wiedziałam, że moje serce mu wybaczyło.
- Obiecaj mi, że to już nigdy się nie powtórzy !!- powiedziałam patrząc nadal w jego tęczówki.
- Obiecuje kochanie. - powiedział i się uśmiechnął. Odwzajemniłam ten gest.
- Choć pojedziemy do mnie. - powiedział blondyn. Ja nic nie odpowiedziałam tylko się uśmiechnęłam. Marco splótł nasze dłonie i ruszyliśmy w kierunku mojego samochodu.
Po niespełna trzech minutach siedzieliśmy w środku. Ja po stronie kierowcy, a blondyn obok mnie.  Zapieliśmy pasy i odpaliłam silnik. Chwilę później zajmowaliśmy się już na drodze.
Przez całą drogę milczeliśmy. Raczej nie powinnam zostać u Marco. Mam straszny mętlik w głowie. Nie wiem czy dobrze zrobiłam tak szybko mu  wybaczając. Dochodzę do jednego wniosku, że jestem łatwowierna.
Po około czterdziestu minutach zajechałam pod dom Reus'a. Piłkarz chciał już wysiadać, ale złapałam go za rękę.
- Kochanie nie obrazisz się jak nie wejdę ?? - zapytałam niepewnie.
- Szkoda, ale jak nie chcesz to nie. - powiedział smutny.
- Na poprawę humoru mogę obiecać, że zobaczymy się jutro. - lekko się uśmiechnęłam co odwzajemnił.
- Zaczynam już odliczać sekundy. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem....-  nie pozwoliłam mu dokończyć.  Zamknęłam mu jadaczkę namiętnym pocałunkiem. Chłopak go odwzajemnił. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, było widać na twarzy Marco wielki uśmiech. Oczywiście na mojej mordce zagościło to samo. Z chęcią teraz bym u niego została, ale nie mogę. Klubowa jedenastka opuściła mój samochód i wyjęła swoją torbę z tylnego siedzenia. Spojrzałam na niego, kiedy szukał ( chyba ) kluczyków do domu i odjechałam. Droga do domu zajęła mi trzydzieści minut. Zaparkowałam samochód na podjeździe i zaczęłam szukać kluczy do mieszkania. Okazuje się, że w torebce mam same nie potrzebne rzeczy. Już  miałam wyrzucać wszystkie rzeczy z walizki, kiedy jakiś samochód zajechał na podjazd. Odwróciłam się i zobaczyłam, że to samochód wujka. Wysiadłam z maszyny i ruszyłam w stronę Jürgena. On zrobił to samo. Spotkaliśmy się przy furtce.
- Co się stało ?? Myślałem, że dzisiaj Marco wychodzi ze szpitala i wrócisz później ??- zapytał mnie troskliwym głosem wujek.
- Wszystko w porządku. - wymusiłam uśmiech.
- Właśnie widzę. Choć przygotuję gorącą czekoladę i wszystko mi opowiesz. Dobrze Dee ??
- Jak mus to mus. - lekko się uśmiechnęłam.
Wujaszek otworzył drzwi (swoimi kluczami) i weszliśmy do środka. Ja powędrowałam do salonu, a trener do kuchni. Włączyłam telewizor i zaczęła zastanawiać się na którym kanele są BAJKI. Prawda jest taka, że je kocham. W nich zawsze jest happy end. Uczą nas zawsze czegoś nowego. Przypomniałam sobie, na którym kanale są. Wcisnęłam na pilocie sto dwadzieścia sześć i pojawiła mi się bajka Disney. Leciał akurat Kubuś Puchatek. Usiadłam wygodnie na sofie i zaczęłam oglądać.
W pewnym momencie ktoś zasłonił mi ekran. Spojrzałam ku górze i to był nie kto inny jak kochany wujaszek.
- Wujku a sioo !! Ja tu baje oglądam. - powiedziałam jak mała dziewczynka.
- A ty nie wyrosłaś z tego ?? - Zapytał.
- Anii troooche. Ja chcieć bajeeeee !! - wujek odsunął się, a ja na ekranie zobaczyłam Kłapouchego.
- Wuuuujek patrzzz !!!!!! - pokazałam palcem na plazmę.
- Widzę księżniczko. Masz może ochotę na gorącą czekoladę z bitą śmietaną ?? - Zapytał wujek pokazując na stół.
- Tiiiaaak !! - wzięłam ze stołu kubek i upiłam łyk.
- Pychotka - powiedziałam po chwili.
- Piękne masz białe wąsy słoneczko.- zaśmiał się Jürgen.
- Huura mam białe wąsy.
- Księżniczko ?? - Zapytał niepewnie czterdziesto sześciolatek.
- Tiak staruszku ?? - powiedziałam uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Tylko mnie je osukuj!- pokiwałam głową - dlaczego tak wcześnie wróciłaś ?? Wiem też, że chodzi o Marco. - cała moja radość zniknęła jak za pstryknięciem palca.
- Nic się nie stało. Po prostu Reus musi dużo odpoczywać, a ze mną było by to nie możliwe. Przecież ja nie umiem wysiedzieć w  jednym miejscu. - kłamałam jak z nut. Nie chciałam, aby wujaszek się o tym dowiedział.
- Nie wierzę ci. Masz powiedzieć mi prawdę !! Wiem, że wolałabyś pogadać z Ulla, ale nie ma jej teraz. Proszę powiedz co się dzieję. - Nie potrafiłam dalej kłamać. Nie Jürgen'owi.
- Ale obiecaj, że nic z tym nie zrobisz ??
- Obiecuję.
- Masz rację chodzi o Marco. Kiedy pojechałam po niego i weszłam do sali - po moim policzku spłynęła jedna samotna łza.-On się całował z inną. - teraz wybuchłam płaczem. Wujek mnie przytulił. Wiedział, że potrzebuję  teraz tylko czyjejś obecności. Nie potrzebne były słowa, wystarczyła cisza.

Kilka godzin później.
Perspektywa Marco.

Siedziałem właśnie w salonie, upijając łyk herbaty i rozmyślałem.
To co się wydarzy w szpitalu nie powinno mieć miejsca. Nie mam pojęcia dlaczego uległem tej fance. Wcześniej też zdarzały się takie sytuację, a wtedy nawet nie pozwałem się zbliżyć im do mnie. Nie rozumiem własnego siebie.  Przecież przez to mogłem stracić osobę, na której mi najbardziej zależy. Mogłem stracić Darię. Moją ukochaną !!
Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk dobrze mi znanej melodii. Była to piosenka Justina Biebera ,,Baby". Oznajmiała mi, że dzwoni mój braciszek. Odebrałem telefon.
- No nareszcie. Dłużej nie można było!!- zapytał odrobinkę wkurzony Götze.
- On no przepraszam. Co tam u ciebie słychać maluszku?? - od razu na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- Ja nie jestem, żadnym maluszkiem!!- a jednak miałem rację, że się wkurzy.
- No dobrze pączusiu :)- nie potrafiłem przestać.
- Po pierwsze to są mięśnie, a po drugie to dzwonię się zapytać co tam u mojej żabci słuchać?? - czułem, że się uśmiechnął.
- A dobrze misiu.- nie pozostałem dłużny. - A u ciebie króliczki ?? - uśmiechnąłem się do słuchawki.
- A nawet,nawet. Tęsknię za tobą słoneczko.
- Ja za tobą też kochanie :) Może niedługo się zobaczymy ??? - zapytałem pełen nadziei.
- Jasne!! Jak tylko będzie można kotku. A teraz kończę, bo musisz odpoczywać. Masz kłaść się już spać!! - rozkazał Mario. W jego głosie było słychać troskę.
- Oczywiście mamusiu :) Kocham Cię. Papa.
- Część. A i ja też cię kocham. - po tych słowach mój przyjaciel rozłączył się. Nie wiem co bym bez niego zrobił.
Spojrzałem na zegarek była 23.30. A wiesz jak mówiła moja kochana mama mam iść się spać i tak zrobię. W drodze do sypialni zaznaczyłem o łazienkę. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem bokserki. Następnie udałem się do łóżka. Przed samym snem postanowiłem wysłać SMS'a.
Napisałem:

Część kochanie❤❤❤❤ 
Wiem, że już późno, za co przepraszam. Ale muszę życzyć ci pięknych snów. Może choć troszkę będzie w nim o mnie ?? Mam taką nadzieję :)
Śpij smacznie mój aniele ❤❤
Ps. KOCHAM CIE JAK NIKOGO INNEGO.

I wysłałem. Położyłem się wygodnie na łóżku i zgasiłem nocną lampkę.
Zasnąłem myśląc o mojej ukochanej.

«~~~~~~~~~~~~~~~»
Przepraszam was za tak długa przerwę, ale wszystko w moim życiu się sypie :( Wiem rozdział o niczym, a do tego taki krótki. Chyba nie umiem pisać opowiadań. 

Mam do was prośbę. Jest dziewięciu obserwatorów,a komentuję z nich może trzech. Proszę was o komentarze i żeby były one SZCZERE !!

Chciałabym wiedzieć czy ktoś czyta moje opowiadanie i opinie co do niego.
Jeśli nie chce pisać długo, to proszę was tylko o jakoś EMOTKE.

Co do następnego rozdziałów to postanowiłam, że będą pojawiać się raz na trzy tygodnie. Jak się uda to nawet częściej.

(*^o^*) CZYTASZ=KOMENTUJESZ (*^o^*)

Ps. Kocham was. Jesteście wspaniałe ❤❤❤

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 10 :D



Proszę przeczytajcie informacje pod rozdziałem.

Mario *.*

- To ty !! - powiedzieliśmy równocześnie. W pewnym momencie dziewczyna zaczęła tracić przytomność. Zaczęła opadać ku ziemi. Na szczęście miałem rewkles  i  ją złapałem. Byłem przerażony.
- Idźcie po lekarza - powiedział Dede. Kuba i Piszczek ruszyli pędem.
-Mario sprawdź jej puls !! - rozkazał Jürgen. Zrobiłem co kazał. Sprawdziłem. 
Miała ledwo co wykrywalny.
  Strasznie się przestraszyłem. Bałem się strasznie o nią. Sam nawet nie wiem dlaczego. Przecież znam ją dopiero, a raczej powinienem powiedzieć, że w ogóle jej nie znam.  Ale coś do niej mnie ciągnie. Sam nie wiem. A może ten sen ?? Przecież to ona, ale co to może oznaczać. Może to jakieś przeznaczenie ?? Fajnie by było, ale to przecież nie możliwe. Ona jest z Marco. On jest moim przyjacielem i nie mam serca jemu jej odebrać. A tak w ogóle to ona by nie chciała. Kocha Reus'a, a ja nie chcę jej ranić. Zostaje jeszcze jedna sprawa. Skąd ona mnie w ogóle zna. Przecież nigdy się nie poznaliśmy. Może też jej się śniłem ?? Mario wróć na ziemie. Pewnie widziała mnie w telewizji i tyle. 
Z moich jak, że ważnych rozmyślań wyrwał mnie głos Piszczka. 
-Jesteśmy już i przyprowadziliśmy ze sobą lekarza. - powiedział szybko.
- Co się dzieję ??-  Zapytał spokojnie lekarz.
- W pewnym momencie nie wiadomo dlaczego zaczęła opadać mu ziemi. Straciła przytomność i nie można jej ocucić. Ma słabo wykrywalny puls. - powiedział trochę zdenerwowany Dede. 
Lekarz nic nie powiedział. Odwrócił się i pobiegł w bliżej nie określone miejsce. Po jakiś dwóch minutach wrócił z dwoma (chyba) pielęgniarzami. Jeden z nich pchał łòzek szpitalny. Wiedziałem co z tym się wiąże. 
- Proszę odsunąć się od dziewczyny. - powiedział jeden z pielęgniarzy. Na samym początku nie chciałem, ale po chwili ustąpiłem. Uświadomiłem sobie, że tylko będę przeszkadzał a to na pewno nie pomoże Darii. Po chwili dziewczyna była już na łóżku i zabrali ja na badania. 
Odprowadziłem ja wzrokiem i właśnie wtedy spojrzałem w stronę sali z Marco. Uświadomiłem sobie, że zapomniałem o swoim przyjacielu. Poczułem się jak jakiś idiota. Powinienem być przy nim, a nie myśleć o jego dziewczynie. Muszę to naprawić. Popatrzyłem się na chłopaków i powiedziałem : 
- Co z Marco ?? Można wejść do niego ?? 
-Lekarze nic nam nie powiedzieli czy ktoś może do niego wchodzić, ale raczej tak. - powiedział Sebastian. 
- Może lepiej zapytać się lekarza ?? - zaproponowałem. 
- Masz rację - poparł mnie Mats. - To teraz trzeba go znaleźć ! - powiedział Kevin
- Boże !! Kevin co byśmy bez ciebie zrobili. Ty zawsze masz takie genialne pomysły. Kochamy Cię !! - powiedział,a ostatnie dwa wyrazy wykrzyczał Kuba. Wszyscy zaczęliśmy powstrzymywać się od śmiechu. Prawie się już uspokoiliśmy, gdy nagle Hummi wybuch śmiechem. Po dwóch sekundach każdy leżał na podłodze. Ja i pewnie wszyscy nie umieliśmy się uspokoić. 
W pewnym momencie nie wiadomo skąd pojawił się lekarz i wszyscy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamknęliśmy swoje jadaczki. Zapadła cisza. 
Doktor powiedział : 
-  Stan Pana Marco jest stabilny. Można nawet powiedzieć, że się poprawił. A i żebym nie zapomniał. Można do niego zajrzeć. Ale proszę o krótkie wizyty. 
- A kiedy będzie mógł wyjść ze szpitala ?? - Zapytał Roman. 
- To się okaże w najbliższych dniach.
- A kiedy będzie mógł wznowić treningi ?? - tym razem głos zabrał mòj były mentor, a mianowicie Jürgen Klopp. 
- To wszystko zależy od badań. Jeśli nie ma więcej pytań to przepraszam, ale muszę iść. -powiedział miłym głosem lekarz. 
- Nie mamy więcej pytań. Za wszystko dziękujemy. - powiedział kapitan pszczółek.
-  Podziekujecie mi jak wasz przyjaciel wyjdzie ze szpitala. A teraz przepraszam. - powiedział lekarz i obdarzył nas wszystkich uśmiechem. Każdy z nas go odwzajemnił. Tak mi się chociaż wydaje.  Po czym odwrócił się i ruszył w swoim, bliżej mi nie określonym kierunku. Wszyscy odprowadziliśmy go wzrokiem, do momentu kiedy zniknął za ścianą. 
Po chwili wybuchł totalny Armagedon. Wszyscy chcieli wejść do Marco. Ale w tym nie było żadnego problemu. Problem był w tym, że każdy chciał wejść pierwszy. Można by było z tego komedię nakręcić. Wszyscy wymachiwali dłońmi, nogami , a tak właściwie to całym ciałem. 
Ja postanowiłem, że będę ten mądry i wykorzystam sytuacje i wejdę pierwszy do mojego najlepszego przyjaciela. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Postanowiłem również, że ominę swoich przyjaciół bezpieczna odległością. Kiedy to wykonałem byłem przy samych drzwiach. I właśnie wtedy cała moja odwaga się ulotniła. Jakby teraz ktoś przy mnie stanął to zobaczyłby w moich oczach strach. I to wielki strach. 
Ale teraz to nie ważne, ważny jest mój przyjaciel.  Niepewnie położyłem dłoń na klamce i przycisnąłem ją. Następnie popchnąłem drzwi i weszłem do środka. 
Sala była nawet dużo. Biały sufit i reszta ścian szarych. Po prawej stronie bliżej drzwi znajdowała się dużo szafa ( sam  nawet nie  wiem po co ).  Była ona w ciemnym brązowym odcieniu. Przy szafie znajdowało się ogromne lustro. Od podłogi do sufitu. Więc można było obejrzeć się od dołu do góry.  Po lewej stronie pokoju znajdowało się okno, podzielone na dwie części. Były nawet nawet, jeśli chodzi o wielkość. Dzięki temu do pokoju wpadało bardzo dużo światła.  Kiedy spojrzałem na środek pomieszczenie aż mnie zamurowało. Było tam łóżko, na którym leżał mój przyjaciel. Był on podpięty do wielu kolorowych kabelków, które były podłączone do sprzętu po lewej stronie łóżka. Natomiast po prawej stronie znajdowała się szafka nocna. Była ona w takim samym odcieniu jak duża szafa. W kącie po prawej  stronie stało krzesło. 
Kiedy podeszłem bliżej przyjaciela ujrzałem na jego ciele, które nie było schowane pod białą kadrą, można było dostrzec wiele silników. Coś w środku mnie zakuło ( strasznie mocno ), kiedy patrzyłem na Marco. Jedna samotna łza zaczęła spływać po moim policzku. Od razu ja otarłem dłonią. 
Sięgnąłem po krzesełko i ustawiłem je obok łóżka klubowej jedenastki. Następnie zająłem na nim miejsce. Zacząłem się przyglądać aparaturze.
Dlaczego ja odeszłem do Bayernu München. Przecież tutaj mam przyjaciół, rodzinę. Tu się wychowałem. W klubie nie brakowało mi niczego. Czułem, że mogę się tutaj nauczyć jeszcze więcej, ale mój agent zaproponował mi ten głupi kontrakt. Zadzwonili do niego i powiedzieli, że chcieliby mnie w swoich szeregach. Na początku nie chciałem, ale po namowach agenta i może troszeczkę rodziny, zgodziłem się. Ale najtrudniejsze było powiedzieć drużynie. Nie wiedziałem jak to zrobić.  Na początku powiedziałem Marco, bo uważałem, że on powinien być pierwszy. Kiedy mu to powiedziałem zaczął płakać. A wtedy poczułem ukucie w środku. Mój przyjaciel mnie zrozumiał i poszedł ze mną powiedzieć drużynie i trenerowi.  Postanowiliśmy, że zrobimy to po treningu. Kiedy skończyliśmy towarzyski męczył trener nas zawołał, aby zakończyć na dziś. Marco poprosił, aby na chwilę zostali bo mam im coś do powiedzenia. Powiedziawszy szczerze bałem się ich reakcji. Bałem się, że nie zaakceptują mojej decyzji. 
Kiedy im już powiedziałem widziałem po ich twarzach, że ich rozczarowałem. Każdy miał łzy w oczach.  I w tym momencie mnie zamurowało. Podszedł do mnie trener i powiedział słowa, które na zawsze zapadły mi w pamięci : 
-  Mario, życzę Ci powodzenia w nowym klubie. Pamiętaj, że my zawsze będziemy z tobą, zawsze ci pomożemy i zawsze będziemy na Ciebie czekać !! Zawsze będziesz mógł wrócić do nas. - powiedział i mnie przytulił, a ja jak małe dziecko rozpłakałem się. Nigdy,ale to przenigdy nie zapomnę tych słów. 
Następnie podchodziły wszystkie pszczółki, przytulali mnie i życzyli powodzenie. Strasznie ich kocham. Każdy czegoś mnie nauczył. Bez wyjątku.
(Pośród do teraźniejszości ) 
Po chwili zaczęły mi przed oczami pojawiać się obrazy. Byłem na nich ja i Marco. A były na nich nasze rozmowy, czy wygłupy. Brakuje mi go w Monachium. I to strasznie.

   Powróciłem do rzeczywistości. Spojrzałem na mojego przyjaciela i samowolnie moje kąciki ust się podniosły.  Oczywiście na myśl wspomnień. 
Powiedziałem do niego : 
- Marco wiem, że to nie jest łatwe, ale musisz walczyć.  Wiem, że już to robisz, ale może uda ci się jeszcze bardziej. Jest ci na pewno ciężko,  tracisz siły, ale musisz walczyć. Dla mnie, dla chłopaków i dla Darii. Wszyscy cię potrzebujemy. Jesteś nam potrzebny, więc walcz przyjacielu. 
Pamiętasz jak się poznaliśmy ?? Nasze odpały na treningach czy mieście ?? Nasze kłótnie o nic?? Nasze wypady do klubów ?? Co dziennie musieliśmy coś odpalić. Zawsze powtarzałeś : '' Bez odpału dzień stracony '' 
A pamiętasz jak  się upiliśmy i chodziliśmy po parku śpiewając ?? Jak razem wylądowaliśmy na komisariacie bo postanowiliśmy, że zakłócimy ciszę nocną ?? Jak przebraliśmy się za pszczółki i poszliśmy tak na trening??- na myśl tych wspomnień zacząłem się szczerzyć. Tych chwil nie zapomnę. 
-Marco proszę nie zostawiaj mnie. Ja bez ciebie nie potrafię funkcjonować. Dzwonimy do siebie prawie codziennie. Przecież wiesz, że jesteś dla mnie jak rodzony brat. 
MARCO PROSZĘ WALCZ !! - Tymi słowami zakończyłem swój menalog. Z mojego oka samowolnie spłynęła jedna samotna łza. Otarłem ją szybko dłonią. Czułem w środku, że zaraz wybuchnę. Spojrzałem jeszcze raz na farbowanego blondynka i wyszedłem z sali. Kiedy zamknąłem drzwi i odwróciłem się, nie wytrzymałem. Rozpłakałem się jak małe dziecko. Osunąłem się ku podłogi. W pewnym momencie poczułem, że ktoś mnie przytula. Podniosłem głowę i zobaczyłem Dede. Zawsze na niego mogę liczyć. 
- Mario wszystko będzie dobrze!! Zobaczysz Marco szybko wyjdzie ze szpitala. - powiedział opiekuńczym głosem. 
- Mam taką nadzieję. - powiedziałem i otarłem łzy. Wiem, że nie mogę się rozklejać. Ale nie mogę nic zrobić. Mogę tylko czekać i to mnie właśnie wkurza. Ta bezsilność !!


Dwie godziny później. 
Narracja trzecioosobowa. 

W życiu bywają dobre, ale i też te złe chwilę. W zależności jakie one są dla nas to taki jest czas. Kiedy jesteśmy szczęśliwy, to wtedy czas biegnie jak opętany. Byle szybciej i szybciej. Bez żadnego spowolnienia. Ale w chwilach dla nas złych, smutnych, czasem tragicznych jest całkiem odwrotnie. Tutaj czas się wlecze, czasem staję i co najgorsze nie chce przyspieszyć czy dopiero co ruszyć.
I tak właśnie było z nimi. Nie wiedzieli co ze sobą zrobić. Mieli wrażenie, że to trwa już wieczność.
W ich myślach krążyły pytania, na które chcieli znać odpowiedź. Lecz było to niemożliwe. Lekarze, pielęgniarki nie chcieli powiedzieć co z blondynką.
Wszyscy byli w swoim świecie. W świecie dobrym z nadzieją na każdym napotkanym zakręcie. Właśnie tam wszyscy byli szczęśliwi. Nie było złych ludzi. Nie były potrzebne szpitale czy posterunki policji. Nie było łez smutku. Każdy chciał, aby właśnie tak wyglądało naprawdę. Aby był taki właśnie świat !!!
Jedna osoba jeszcze jednego strasznie żałowała. A był kto nie inny jak Mario Götze. On pragnął cofnąć się do czasu, kiedy podjął tą złą decyzję. Aby do tego drugiego raz nie dopuścić.
Ale tak się nie stanie. To nie możliwe. Ale zawsze można przecież pomarzyć. Tego Nie zabierze mu nikt.
W pewnym momencie na korytarzu pojawił się lekarz. Ku zdziwieniu szedł właśnie do nich. Kiedy był już blisko wszyscy wstali jak jeden mąż. Nie odzywali się bo wiedzieli, że i tak nic tym nie wskórają. Więc postanowili stać cicho, choć było to strasznie trudne.
Po upływie minuty lekarz się odezwał.
- Przepraszam, że przychodzę dopiero teraz do panów, ale wcześniej nie mogłem. Starałem się jak tylko mogłem do zmiany decyzji pacjentki, ale niestety się nie udało.- powiedział zasmucony.
- Ale o co chodzi ?? - zapytał Dede.
- Pacjentka postanowiła, że chce, aby tylko jedna osoba wiedziała o jej stanie zdrowia.- po słowach lekarza, wszystkich zamurowało.
-Ale jak to ?? - Zapytał z niedowierzaniem Kuba.
- Przykro mi, ale tajemnica lekarska jest w mojej pracy ważna.
Pacjentka postanowiła, że powie wszystko mężczyźnie, z którym ostatnio rozmawiała. Można wiedzieć, który to z panów ?? - Nie wiedzieli co mają powiedzieć. Byli strasznie zaskoczeni wyborem dziewczyny. Prawdę mówiąc to Mario nie wiedział dlaczego właśnie jego wybrała. Ale chyba tego nikt nie wiedział.
- To ja - powiedział niepewnie chłopak.
- Zapraszam Pana ze mną do gabinetu. - Było widać po minie piłkarza niepewności. Reszta dla otuchy poklepała go po ramieniu. Götze niepewnie ruszył za lekarzem. Szli już dobre dwie minuty, kiedy lekarz zatrzymał się.
- Za chwilę wracam. - powiedział i wszedł do sali. Chłopak był  strasznie ciekaw do kogo wszedł lekarz. Zrobił kilka kroków w stronę okna i spojrzał w nie. Zobaczył JĄ. Była strasznie blada. Götze strasznie się przestraszył. Postanowił, że grzecznie JUŻ poczeka na lekarza. Oddalił się od okna i usiadł na pobliskim krześle.

Dziesięć minut później. 
Mario =) 
Czekałem i czekałem. Lekarz miał wejść tylko na chwilę, a minęło już dobre dziesięć minut. 
Przez ten cały czas zastanawiam się dlaczego właśnie mnie wybrała. Przecież w ogóle się nie znamy. Nic z tego nie rozumiem❗❗ Mam nadzieję, że w najbliższym czasie wszystko się wyjaśni.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie lekarz. 
- Pacjencja postanowiła, że ja mam panu wszystko powiedzieć. 
- A dlaczego ona nie może ?? 
- Po prostu boi się pana reakcji. - powiedział smutnym głosem lekarz. 
- Aha. A będę mógł do niej zajrzeć po naszej rozmowie ??
- Jeśli nadal będzie pan chciał to tak.
- Co ma znaczyć to ' jeśli nadal będzie pan chciał ' ?? - zapytałem nie wiedziałem już niczego. A raczej nie rozumiałem niczego.
- Zapraszam do gabinetu. Tam pan się wszystkiego dowie. - powiedział lekarz i ruszył w bliżej nie określone mi miejsce. Nie miałem innego wyjścia jak ruszyć za nim. Po chwili byliśmy już w jego gabinecie.
Wskazał mi miejsce do spoczynku. Kiedy usiadłem zajął miejsce po drugiej stronie biurka. 
- Może mi pan wreszcie wszystko wyjaśnić ?? - zapytałem trochę już zdenerwowany.
- Tak. Stan zdrowia pacjentki nie jest dobry. Choruje ona na raka kości i jest to nieuleczalnie. - w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. - Wcześniej choroba nie atakowała i było wszystko dobrze. Ale niestety już tak nie jest. 
Ostatnio choroba zaatakowała, a my nic nie możemy zrobić. Przykro mi. 
- Ale przecież można przeszczep zrobić czy chemię. Sam nie wiem. Nie jestem lekarze, to pan jest i powinien coś zrobić, aby jej pomóc !! -  Sam nie wiem dlaczego zacząłem krzyczeć na tego faceta. 
- Mówiłem już wcześniej. To choroba nie uleczalna. Tak jest w wypady pani Darii. Z tego co widziałem jej kartę, ma tą chorobę od czternastego roku życia. Czyli już cztery lata. Niech pan uwierzy, że jej rodzina jeździła po całym świecie i starała jej się pomóc. Ale wszędzie słyszeli ta sama odpowiedź : ' Przykro mi, ale nic nie da się zrobić' . Ciekawe ile by pan wytrzymał słysząc coś takiego ?!
- Chcę mi pan powiedzieć, że Daria już nawet nie chce spróbować ?!- powiedziałem ( krzyknąłem ) zszokowany.
- Tak
- To niemożliwe. Idę z nią porozmawiać. - jak powiedziałem jak zrobiłem. Wyszedłem z pomieszczenia i ruszyłem w kierunku sali Darii. Idąc zacząłem płakać. Wyszedłem jak szybko, a nie zapytałem się tego faceta o jedno. A mianowicie : ' Ile jej zostało czasu'. Potem się dowiem. Nie wiem czy w ogóle chce wiedzieć. Ale muszę i koniec.
To pytanie nie dawało mi spokoju. Z moich oczu zaczęły wypływać się łzy. Nie mogłem tego powstrzymać. Dotarłem do sali dziewczyny i pytałem się dlaczego właśnie ona musi mieć takiego pecha.
Zapukałem i usłyszałem ciche " proszę". Wziąłem się w garść, dotarłem łzy i wszedłem do środka.
Było podobnie jak w pomieszczeniu u Marco. Tylko, że z małym wyjątkiem. Na łóżku leżała Daria. Ta drobna istotka była cała blada. Była tylko jednym kabelkiem ( który miała na palcu ) podłączona do aparatury.
Nie mogłem już się opanować. Znów łzy zaczęły napływać do moich oczu, a potem je opuszczały.
- Proszę cię nie płacz. - powiedziała cichym, łamliwym głosem.
- Przepraszam, ale nie mogę w to uwierzyć. Nie mam pojęcia czym zasłużyłaś na takie coś. - powiedziałem stojąc dalej przy drzwiach.
- Może byś usiadł koło mnie, a nie podpierał drzwi. Mogę ci obiecać , że żadnych napalonych na ciebie fanek nie napuszczę.- powiedziała i lekko się uśmiechnęła. Ja odwzajemniłem gest i ruszyłem w jej stronę. A ona w połowie mojej drogi dodała. - A może jednak tak?? Sama nie wiem.
- Widać, że humor cię nie opuszcza. - powiedziałem uśmiechając się do blondynki.
- Przynajmniej zobaczyłam jak się uśmiechasz. - powiedziała radośnie. Usiadłem koło dziewczyny ( ona na swoim łóżku, ja na krzesełku obok ).
- Daria możemy porozmawiać ?? - zapytałem niepewnie.
- Tak na poważnie ??
- Tak - z jej twarzy zniknął ten promyczek radości.  Spoważniała.
- Dobrze. Pewnie się zastanawiasz, dlaczego nie Chcę spróbować walczyć z tą chorobą?- ja tylko pokiwałem głową. - Chodzi o to..... Że..... Ja..... Nie chce..... ŻYĆ -  powiedziała i się rozpłakała. Ja nie wiedziałem co robić. Zaryzykowałem, usiadłem koło niej na łóżku i ją przytuliłem. Ona wtuliła się we mnie.
- Proszę nie mów tak. Powinnaś walczyć.
- Ale ja już nie mam siły.
- Masz nas. Pomożemy ci. - dziewczyna odsunęła się ode mnie i spojrzała mi się prościusieńko w oczy. Po chwili oboje popatrzyliśmy sobie o paczałki.
- Naprawdę tak uważasz ?? - zapytała.
- Na milion procent tak =)
- Dziękuję - ( uśmiech Darii )
- Czyli się zgadzasz na walkę z chorobą??- zapytałem z nadzieją w głosie.
- Mario, ale mi zostało góra rok !! Nic się nie da zrobić. - i zaczęła znowu płakać. Kiedy się we mnie wtuliła ja też zacząłem płakać. Nie wiedziałem już co mam powiedzieć jej na pocieszenie.  Postanowiłem, że trochę po milczymy.

Trzy tygodnie później.
Daria.

Dwa tygodnie temu wyszłam ze szpitala. Dzisiaj wychodzi mój ukochany. Strasznie się cieszę z tego powodu.
Mario musiał tydzień temu wracać do Monachium. Zaprzyjaźniliśmy się. Ale jest coś takiego co mnie do niego ciągnie. Taka niewidzialna nic. Rozumiemy się bez słów, czuję się w jego towarzystwie wyjątkowo a co najważniejsze bezpiecznie.  Darzę go uczuciem, ale nie wiem jakim.  Może przez tą tajemnicę ?? Mario obiecał mi, że nikomu nie powie. Namawiał mnie też, abym powiedziała Marco, ale ja nie chcę. Wystarczy mi tylko troskliwy Götze na każdym kroku. Zaczyna mnie to wkurzać, ale wiem, że on się o mnie martwi. Chyba dobrze, że właśnie go wybrałam. Coś w środku mnie mówiło, że mam go wybrać.
Aaa!! Została jeszcze jedna nie wyjaśniona sprawa. Skąd znałam Mario ?? Więc wyjaśniam. Znałam go tak samo jak on mnie. Ze snu. Wyjaśniłam mu to podczas naszej nocnej rozmowie w szpitalu.  Poprosiłam go, aby został bo się boję. Został. Położyliśmy się na moim łóżku i przytuliłam się do niego. Tamtej nocy też mi się to przynosiło, ale już do końca. Tak jakby. Sen znowu się urwał kiedy spojrzeliśmy się na siebie. Byliśmy coraz bliżej siebie i .....
Się obudziliśmy. Jestem ciekawa co było dalej. Ale chyba już się nie dowiem.

Powrót do teraźniejszości.
   
Leniwie wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Na dworze było nawet, nawet.
Ruszyłam w stronę garderoby, aby wybrać strój na dziś. Po około pięciu minutach żmudnego wybierania wreszcie coś znalazłam. Następnym moim celem była łazienka. Po 20 minutach wyszłam z pod prysznica i wytarłam się. Założyłam wcześniej przygotowane ubrania.
Postanowiła, że włosy zostawię rozpuszczone. Jak postanowiłam tak zrobiłam.
Wyszłam  z łazienki i pokierowałam się w stronę kuchni. Postawiłam na płatki zbożowe i jogurt.
Po 10 minutach moja miska była pusta. Pozmywałam po posiłku i spojrzałam na zegarek. Wykazywała 10:30 a po Marco miałam być o 11:00. Postanowiłam się zbierać. Wzięłam torebkę, spakowałam do niej portfel, telefon i klucze.
Przed wyjściem postanowiłam napisać wiadomość dla wujka.
' Wujku idę po Marco ❤❤ Pewnie po wyjściu ze szpitala pójdziemy gdzieś. 
Nie martw się o mnie.
Kocham Cię ❤❤❤
Daria =) '
Karteczkę położyłam na stole w kuchni i wyszłam z domu. Zakluczyłam go i powędrowałam do mojego samochodziska.
Zapięłam pasy, odpaliłam silnik i ruszyłam.
Droga do szpitala trwała 25 minut. Wysiadłam z pojazdu i ruszyłam do ukochanego. Powędrowałam do sali numer 102 i otworzyłam drzwi. To co tam zobaczyłam totalnie mnie zamurowało. A mianowicie Marco.....


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Część miśki =)  
Na temat rozdziału nie będę się wypowiadać, bo zrobiłam to na początku. 

Przepraszam, że nic tak nie dodawałam, ale nie miałam totalnie czasu. 

Muszę was o czymś poinformować. A mianowicie o tym, że mam totalny zanik weny. Nie wiem co się w ogóle dzieję. Nie umiem nic wymyślać. 
Nie wiem co dalej z tym opowiadaniem.
Zastanawiam się nad jego usunięciem =( 

Liczę na wasze SZCZERE komentarze. 
Czytasz , proszę cię o komentarz.

Do następnego =) 

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 9 :D

Następny rozdział = 10 komentarzy :)
Anonimy proszę o podpisywanie się ;)

Mario :)

- Co jest? - zapytałem uśmiechnięty.
- Może lepiej żebyś usiadł. - powiedział przyjaciel. Jak wcześniej wszyscy rozmawiali, to teraz ucichła cała szatnia.
- Mów szybko bo zaczynam się bać !
- Chodzi o to , że  on został pobity i walczy o życie w szpitalu. Nie jest z nim dobrze. Wręcz można powiedzieć, że jest na krawędzi miedzy życiem, a śmiercią. - po tych słowach byłem przerażony. Rano miałem takie dziwne wrażenie, że coś się złego stanie. I chyba to się spełniło.
- O kogo ci chodzi ?? - zapytałem, bo nie wiedziałem o kogo chodzi.
- O twoje brata !! - teraz to już był jakiś koszmar.
- Przecież Felix do mnie co przyjechał i wszystko było dobrze. Wiec to nie on. O boże !! Chodzi wam o Fabiana !! Co z nim !!? W jakim jest stanie - teraz to chodziłem bez sensu po szatni i nie wiedziałem co miałem zrobić. Od razu Kroos mnie przytulił i krzyknął na mnie :
- Z Fabianem wszystko dobrze !!! Z Felixem też !! W ogóle nie chodzi tu o nich !! Chodzi tu o Marco Reus'a !! Przecie on jest dla ciebie jak brat wiec dlatego tak powiedziałem !! - boże !! Co z nim !!?? Ja nie przeżyje jak jemu coś się stanie !? Jak bym nie przechodził do tego klubu, bym był przy nim. Nie dopuścił bym w ogóle , aby coś się mu stało. Może i on jest starszy ode  mnie, ale to jestem jak starszy brat. Strasznie się o niego boję.
- Co z nim ?! - zapytałem roztrzęsiony
- Nie wie . Wiem tylko, że jest w ciężkim i może nie przeżyć kolejnej nocy !!
- Ja muszę do niego jechać !! - powiedziałem bez zastanowienia.
- Jedź !! My wszystko wyjaśnimy trenerowi. Jak dojedziesz to maż do nas zadzwonić i powiedzieć co z nim. Nie martw się będzie wszystko dobrze. - właśnie po wypowiedzeniu tych słów wszyscy piłkarze mnie przytulili. Zrobiliśmy wielkiego misia. - Dziękuje wam !! - powiedziałem trochę spokojniej.
Po chwili wziąłem torbę treningową i wyszedłem z szatni. Wyszedłem ze stadionu i ruszyłem w kierunku samochodu. Po niecałych 5 minutach byłem już przy maszynie.
Na tylne siedzenie włożyłem torbę i usiadłem przy kierownicy. Wziąłem kilka głębokich wdechów i włączyłem silnik. Następnie ruszyłem z pod stadionu w stronę domu. Po 15 minutowej szybkiej jazdy dotarł em do celu. Wysiadłem jak najszybciej z pojazdu i ruszyłem w stronę domu. Otworzyłem drzwi i węzłem do środka. Kiedy wszedłem do salonu zobaczyłem Felixa, który grał w FIFE.
- A ty nie miałeś być na treningu ??- zapytał zaskoczony.
- Marco miał wypadek i lecimy do Dortmundu. Pakuj się jak NAJSZYBCIEJ. - powiedziałem stanowczo ostatnie zdanie. Podkreślając słowo ''najszybciej''. Nawet nie czekałem na odpowiedz Felixa. Wbiegłem po schodach ( za mną podążał braciszek ) do swojego pokoju. Wyjąłem walizkę z szafy i zacząłem pakować do nich najpotrzebniejsze rzeczy. Pobiegłem jeszcze do łazienki i spakował do kosmetyczki kilka przedmiotów. Następnie wróciłem do pokoju i spakowałem trzymający w dłoni przedmiot do walizki. Na sam koniec zasunąłem ją i postawiłem na ziemi. Wszystkie czynności z panowaniem  zajęły mi niecałe dziesięć minut. Wyszedłem z pokoju i krzyknąłem do Felixa:
- Ja już się spakowałem. Pomoc ci w czymś, aby było szybciej ?! - odkąd pamiętam najmłodszy Götze pakował się najwolniej.
Ale to co zobaczyłem, totalnie mnie zatkało. A mianowicie młody wyszedł z walizką na korytarz. Na jego głowie panował chaos. Jazdy włos w inną stronę. Czyli mój braciszek naprawdę się spieszył :) Na jego widok, aż moje kąciki ust się podniosły. Pewnie w innej sytuacji zaczął bym się z niego śmiać, ale nie było teraz czasu.
- Jak tak dalej będziemy stać to nigdy nie dojedziemy do Dortmundu. Wiec braciszku rusz swoje cztery litery i do samochodu. - powiedział Felix, a ja się nie mògłem powstrzymać. Zacząłem się z niego śmiać. On zaraz do mnie dołączył. Ale po chwili opamiętaliśmy się i zaczęliśmy znosić swoje walizki. Czyli każdy po jednej ;) Kiedy byliśmy na dole, młody Götze założył buty i wyszliśmy z domu. Na sam koniec zakluczyłem dom i udaliśmy się w stronę zaparkowanego na podjeździe samochodu. Otworzyłem bagażnik i włożyliśmy duże przedmioty do niego. Następnie usiadłem na miejscu kierowcy, a młody obok mnie na miejscu pasażera. Zapiąłem pasy i włożyłem kluczyki do stacyjki. Odpaliłem samochód i ruszyliśmy w stronę naszego domu rodzinnego. Do Dortmundu.....
Daria ;)
- Do cholery jasnej powie Pan co z Reus'em?!?!
- Pan Reus jest w stanie krytyczny. Ledwo co go odratowaliśmy. Przykro mi, ale nic już nie możemy zrobić. Wszystko w rekach bożych.
- Można do niego wejść ?? - zapytałam.
- W tym momencie nie. Na pewno do końca dzisiejszego dnia jest to niemożliwe. Będziecie mogli wejść do niego jutro po południu. Jeśli już nie macie więcej pytań, to przepraszam, ale sobie już pójdę. Muszę zajrzeć do innych pacjentów.  - Nie, nie mamy już więcej pytań. A i dziękujemy za wszystko. - powiedział Kuba
- Podziękujecie mi kiedy Pan Marco wyjdzie ze szpitala. A teraz przepraszam. Do widzenia. - po tych słowach lekarz poszedł w swoją stronę. Pewnie do innych pacjentów tego szpitala.
Ja podeszłam do szyby przy sali Marco i zaczęłam patrzeć na niego. Nie mogę sobie tego darować. To jest i wyłącznie moja wina. Po co ja tu przyjeżdżałam !! Jak bym została w Polskę to teraz wszyscy by byli tutaj szczęśliwi. Może jak bym popełniła samobójstwo, to wszyscy by byli szczęśliwi ?? Ale z drugiej strony, niektórzy by się załamali. A myślę tu o wujku Jürgen'ie, dziadkach i Marco. Czyli, że nie mogę tego zrobić. Muszę żyć !!
Z moich jakże ważnych rozmyśleń wyrwał mnie głos... Skąd z go kojarzę, ale nie wiem skąd. Odwróciłam się i zobaczyłam... Osobę, która była po śmierci rodziców jak drugi tata. A czasem i może mama :) A była to legenda Borussii Dortmund. A mianowicie Dede :)
Od razu rzuciłam mu się na szyje. Dede mnie jak zawsze mocno przytulił. W pewnym momencie poczułam, że tracę grunt pod moimi nogami. Były piłkarz pszczółek obrócił mnie kilka razy wokół własnej osi. Następnie postawił mnie na ziemi. Kiedy zobaczyłam z bliska jego twarz, to ujrzałam nie tak młodą twarz jak kiedyś. Pod oczami było widać trochę zmarszczek. Jak i na całej twarzy.
Pamiętam jak mówił, że zawsze będzie młody. Nigdy nie będzie zmarszczek. Ale jednak się  przeliczył. Kocham tego człowieka. Na myśl wspomnień moje kąciki ust się podniosły. Ale nie na długo. Po chwili wróciły wspomnienia z ostatniego dnia.
- Wiesz słodziaku, że ja kocham, kiedy się uśmiechasz. Bo wtedy wiem i czuję, że mogę góry przenosić:) - powiedział, a w moich oczach pojawiły się łzy. Ale nie były to zły smutku. Były to łzy szczęścia.  Odkąd pamiętam Dede zawsze mi tak mówił kiedy płakałam. Wtedy zawsze powracał na moje usta uśmiech.
- Przez te dwa długie lata brakowało mi ciebie i twoich wypowiedzi, które zawsze mnie pocieszały, rozweselały. - powiedziałam i spojrzałam w jego brązowe tęczówki.
- Ja za tobą jeszcze bardziej. - z i znowu się przytuliliśmy.
- A nie bo ja :) - zaczęliśmy się przekomarzać jak za dawnych lat. Trwało to jakieś pięć minut, ale trwało by to dłużej gdyby piłkarze się nie wtrącili.
- Dosyć tego !! - zarządził Leo
- Tak jest !! - odpowiedzieliśmy jednocześnie.
- My też chcemy się przywitać z Leonardo de Déus Santos - powiedział oficjalnie Sebastian.
- A nie lepiej mówić po prostu Dede?? - zapytałam pszczółki.
- Oj tam :) - powiedział i machnął ręką Sebastian. 
- To ile mam na was czekać, abyście się ze mną przywitali ?? - powiedział Leonardo.
- Ani sekundy dłużej !!  - powiedział teatralnie Sebastian.
I się zaczęło :) Każda pszczółka podchodziła do legendy Borussii Dortmund i się przytulała. A i choć tam sobie do ucha mówili. Na nam koniec przywitał się wujek Jürgen. Z nich to był ubaw. Nie dość, że podali sobie ręce to zaczęli się całować po policzkach na powitanie. Wszyscy ( no oprócz witającej się dwójki ) leżeliśmy ze śmiechu na podłoże, a raczej tarzaliśmy się.
- Co w tym jest śmiesznego ?! - zapytał wujek.
- Nie no skąd !!- powiedział ironicznie Kevin.
- Też tak myślę. - powiedział Brazylijczyk i się uśmiechnął.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Teraz to leżały ze śmiechu nawet sprawcy tego. Po jakiś dwudziestu minutach uspokoiliśmy się.
- Brakowało nam ciebie :) - powiedział Sebastian. A każda pszczółka, wujek i ja potaknęliśmy głową na, że to prawda.
- Mi was też brakowało. - powiedział wzruszony Brazylijczyk. - A teraz może MISIO ?? - dodał po chwili.
Nie trzeba było czekać na odpowiedz. Wszyscy się przytuliliśmy do siebie i zrobiliśmy tak zwanego misia bądź wielkiego przytulasa. Jak kto woli. Po dziesięciu minutach odkleiliśmy się od siebie.
- Bo my tu tak teraz stoimy i się bawimy. A ja tu przyjechałem, aby dowiedzieć się co z Reus'em. Może mi ktoś powiedzieć co z nim ?? - odezwał się Dede.
I właśnie w tej chwili, każdemu bez wyjątku zniknął uśmiech z twarzy. Wszyscy przypomnieliśmy sobie co się stało.  Nikt z nas nie wiedział co ma powiedzieć. Wiedz ja postanowiłam wszystko opowiedzieć. 
- To może ja ci wszystko wyjaśnię. Ale może lepiej będzie jeśli usiądziesz. - usiadłam na szpitalnym krześle, a obok mnie usiał Dede. A obok nad znaleźli się piłkarze. Łukasz mnie przytulił. Wzięła głęboki oddech i zaczęłam opowiadać.

Mario ( trzy godziny później )

Właśnie dojechaliśmy do szpitala w Dortmundzie. Zaparkowałem w jak najbliższym miejscu i zgasiłem silnik. Odpięliśmy pasy i wysialiśmy z samochodu. Następnie ruszyliśmy w stronę wejścia do szpitala. 
 Prawdę mówiąc byłem strasznie wyczerpany. Najchętniej bym położył się spać na wygodnym łóżku po podróży. Ale nie mogę!! Muszę się dowiedzieć co z moim przyjacielem.
Felix podczas podróży trochę się zdrzemną. Zazdroszczę mu :)
Ale teraz jest to wszystko nie ważne !!
 Weszliśmy do szpitala i od razu podeszliśmy do recepcji.
- Przepraszam. W jakiej sali leży Marco Reus ?? - spytałem się siedzącą kobietę za ladą.
- A kim pan jest ?? - Odpowiedziała pytaniem. 
- Jestem jego najlepszym przyjacielem. Jesteśmy dla siebie jak bracia. - powiedziałem i na koniec wymusiłem uśmiech na mojej mordce.
- Jeśli tak to Pan Reus leży na drugim piętrze w sali numer 10. - powiedziała pielęgniarka i odwzajemniła gest. Tylko, że z małą różnicą. U niej był to naturalny uśmiech.
- Dziękuje pani!! - powiedziałem i ruszyłem z Felix'em w stronę sali Marco.
Po dziesięciu minutach znaleźliśmy się na drugim piętrze. Tylko proszę nie pytajcie dlaczego :( Ten dzień na pewno nie zaliczę do udanych. Kiedy znaleźliśmy się już na korytarzu na wtórym leżał mój przyjaciel, zauważyłem pszczółki. Ale ty o nie koniec wśród nich był trener, jakaś dziewczyna, która była przytulona do.... Dede !! Nie mogę w to uwierzyć !! To on !!
- Dede ?! - krzyknąłem. Sam nawet nie wiem po co. Stało się :(
Wszystkie pary oczu się na mnie zaczęły patrzeć. Dede wstał z miejsca i zaczął iść w moją stronę.
- Kogo ja widzę !! Mario !!- po kilku sekundach byliśmy do siebie przytuleni. Strasznie mi go brakuje :( Właśnie od niego nauczyłem się wiele rzeczy. Pewnie jak nie on to bym nie był, aż tak zdolny :)
- Tęskniłem za tobą:( - powiedziałem.
-Jak za tobą jeszcze bardziej !! - powiedział Dede.
- Dede weź się przesuń bo ja też chce się przywita, z gwiazdą Bayernu München.- powiedział Sahin. I wszyscy piłkarze znaleźli się do okola mnie.
- Ej !! Ja byłem pierwszy - wtrącił się Mats
- Nie bo ja !! - powiedział, a raczej krzyknął Kuba.
- Sorry panowie, ale najpierw ja się przywitam z tym młodzieńczym !! - rozkazał mój mentor. Był, jest i będzie dla mnie jak drugi tata. 
- No dobra - powiedzieli chórem i odsunęli się ode mnie. 
Przy nich nie da się nie śmiać. Poprawili mi humor :) Właśnie tego brakuje mi w Bayernie :(
Ale wróćmy do tematu.
Na początku podszedł do mnie trener i mnie przytulił, a potem to już był jeden wielki chaos. Każda pszczółka chciała się ze mną przywitać, ale nie mogli dogadać się kto pierwszy. Więc w końcu wyszło tak, że zaczęli się przepychać. W pewnym momencie wylądowałem na ziemi, a pszczółki na mnie. Oczywiście wszyscy zaczekaliśmy się śmiać.  Zrobiliśmy kanapkę :) Strasznie za tym tęsknie. Pamiętam, że po prawie  każdym z ważniejszych strzelonych goli właśnie coś takiego robiliśmy. Po piętnastu minutach ogarnęliśmy się. Spojrzałem na dziewczynę , a ta ani nie drgnęła. 
-Co to za dziewczyna ?? - spytałem chłopaków.
- Choć. Poznacie się!! - rozkazał Piszczek. Nie za protestowałem. Kiedy stanąłem obok dziewczyna, ta momentalnie podniosła się z krzesełka. Kiedy ujrzałem jej smutną twarz zaniemówiłem to ona !! Jej mina po chwili miała taki sam wyraz twarzy. Zdziwienia.
- To ty !! - powiedzieliśmy równocześnie. W pewnym momencie dziewczyna zaczęła tracić przytomność. Zaczęła opadać ku ziemi. Na szczęście miałem rewelers  i  ją złapałem. Byłem przerażony.
- Idźcie po lekarz - powiedział Dede. Kuba i Piszczek ruszyli pędem.
-Mario sprawdź jej puls !! - rozkazał Jürgen. Zrobiłem co kazał. Sprawdziłem. 
Miała ........



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A początku chciałabym was przeprosić, że dopiero teraz, ale wczoraj było zebranie i mialam małą karę :(
Ale już ją wykonałam i jestem. 
Jak wiecie dziesięć komentarzy i następny post. Chce po prostu wiedzieć, czy ktoś to czyta.

Jak myślicie co będzie z Darią ??

^.^ CZYTASZ = KOMENTUJESZ *.*

CAŁUSY :*

piątek, 23 maja 2014

Rozdział 8 :D

Z góry przepraszam za ten rozdział, ale nie mogłam inaczej.Pewnie niektórym z wam się to nie spodoba, Ale Mario jest jednym z głównych bohaterów tego opowiadania :)

Mario :D
Promienie słoneczne wpadające do mojego pokoju, wyrwały mnie z krainy Morfeusza. I znowu nie zobaczyłem jej twarzy.  Ja to mam szczęście !!! Pewnie nie wiecie o co chodzi?! To może opowiem cały sen od początku, bo prawdę mówiąc znam już go na pamięć. Przez ostatnie tygodnie śni i mi się każdej nocy. 
Jak zawsze zaczyna się na łące. Jest tam pełno polnych kwiatów jak i dużo odcienia zielonego. Na samym środku jest duże, stare drzewo. A przy nim zawsze ktoś stoi. Zbliżając się zaczynam widzieć jest sylwetkę. Jest to piękna dziewczyna o zgrabnej sylwetce, długich blond włosach. Kiedy dzieli mnie od niej dosłownie kilka kroków zaczynam czuć jej przepiękne perfumy. Pachną jak... Nawet nie mogę określić to słowami. Ma taki piękny zapach... Można się rozmarzyć... Stojąc przy niej, dotykam jej ramienia i wtedy dziewczyna obraca się w moja stronę. Kiedy to robi muska mnie swoimi włosami. Prawie widzę jej twarz i właśnie wtedy budzę się....
To jest jakiś jeden wielki koszmar. Ale może skończmy ten temat.  Od tygodnia gram w Bayernie. Podpisując kontrakt z ta drużyna myślałem, że będę się rozwijał i tak chyba jest. Ale jest jeden mały, duży problem. Nie ma tu takiej atmosfery i przyjaciół jakich miałem, a raczej jeszcze mam w Borussii Dortmund. Strasznie za nimi tęsknie <3  Nie mogę też powiedzieć, że z nikim się nie koleguje. Moim przyjacielem jest Kroos czy Alaba. Ale tym, który jest dla mnie najważniejszy i gotów jestem za niego oddać życie jest Marco Reus. I to się nigdy, ale to przenigdy nie zmieni. Zbyt mocno go kocham <3
Prawdę mówią najchętniej to bym wrócił do pszczółek, ale wiem, że to tylko moje marzenie. Bo przecież kto by chciał zdrajcę. Wiem, że większość kibiców za takiego właśnie mnie ma i to się nie zmieni. Wiem pozostało mi tylko grać w Monachium.
Z moich jakże ważnych i mądrych rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka, który poinformował mnie, że pora wstawać.
Wyłączyłem budzik i postanowiłem, że wstanę. Jak pomyślałem tak zrobiłem, oprócz jednego małego szczególiku. Zamiast wstać to się raczej zwlokłem z tego łóżka. Następnie powędrowałem do garderoby w poszukiwaniu na dzisiaj stroju na poranne bieganie. Jeszcze tylko odwróciłem się w stronę okna, aby zobaczyć jaka jest pogoda. Za oknem świeciło słońce i na niebie nie było ani jednego białego obłoczka.
Wybrałem koszulkę na ramiączka  i krótkie spodenki. Powędrowałem do łazienki, gdzie wziąłem szybki, zimny prysznic, a następnie założyłem ubrania, które wybrałem wcześniej. Z łazienki udałem się na dół do kuchni w celu zjedzenia śniadania. Postawiłem na płatki kukurydziane z mlekiem.Wyjąłem z górnej półki pudełko, które  jest częściową zawartością mojego posiłku i postawiłem je na stole. Wyjąłem mleko z lodówki i z dolnej pułki szklankę. Wlałem do niej mleko i włożyłem do mikrofalówki, którą nastawiłem na pół minuty.  sięgnąłem jeszcze po pyłek po  talerz i łyżkę i położyłem je na stole. Kiedy mikrofalówka powiadomiła mnie o tym, że zakończyła swoją pracę, otworzyłem ją i wyjąłem z niej szklankę ciepłego mleka. Wlałem ją do miski i wsypałem płatki. Następnie usiadłem przy stolę i zacząłem konsumować mój posiłek.
Po niecałych 15 minutach skończyłem śniadanie. Pozmywałem po posiłku i udałem się w stronę drzwi wejściowych.  Założyłem jeszcze buty i sięgnąłem do kieszeni w celu znalezienia telefonu, aby sprawdzić, która godzina.  I właśnie wtedy zorientowałem się, że nie mam iPhone. Pobiegłem niczym
błyskawica prościusieńko do pokoju. Na mocnej szafce leżała moja zguba. Wziąłem ją i zobaczyłem, która jest godzina. Była dziewiąta rano. Postanowiłem wziąć  jeszcze na wszelki wypadek wziąłem kartę kredytową.  Następnie wróciłem szybko na dół i wyszedłem na świeżę powietrze. Zakluczyłem dom i ruszyłem truchtem w stronę pobliskiego parku.  Po 25 minutach biegu dotarłem do celu. Postanowiłem zrobić dziś ćwiczenia rozciągające. Jak pozmyślałem tak zrobiłem. po czym ruszyłem w okrężną drogą do domu. Po drodze wstąpiłem jeszcze do sklepu po coś słodkiego. Postawiłem na Czekoladę z nadzieniem kokosowym. Uwielbiam ją.
 O godzinie  jedenastej piętnaście byłem z powrotem  w domu. Od razu powędrowałem do łazienki w celu wzięcia zimnego ( a raczej lodowatego ) prysznicu.  Nic innego by nie podziałało na ochłodzenie skóry, kiedy za oknem jest ponad trzydzieści pięć stopni Celsjusza.  Po relaksującym lecz szybkim prysznicu, wyszedłem z łazienki tylko w obwinięty w ręczniku do pokoju w celu znalezienia ubrań na dziś. Postawiłem na czerwone rybaczki i biały podkoszulek.
Dzisiejszy trening miałem dopiero na siedemnastą , wiec miałem trochę czasu dla siebie. Postanowiłem ten czas spędzić w domu. Zszedłem na dół do salonu i usiadłem na mojej kochanej kanapie. Włączyłem telewizor i zacząłem latać po kanałach w celu odnalezienia czegoś dla siebie. Ale nic mnie nie zainteresowało. Cały czas w głowie miałem dziewczynę ze snu. Nie mogłem, a raczej nie potrafiłem wybić jej z głowy. W pewnym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi. leniwie podniosłem się z mojego miejsca i powolutku powędrowałem do drzwi. Kiedy je otworzyłem doznałem szoku. Za nimi stał mój młodszy brat.  A był to Felix Götze. Zacząłem zastanawiać się jak on tu dotarł, a tym bardziej co się stało.
- Też się cieszę braciszku, że cię widzę :D - powiedział Felix.- A może tak łaskawie zaprosiłbyś mnie do środka ?! - dodał
- Wchodź - powiedziałem i pokazałem gestem ręki.
 Chłopak wszedł, zdjął buty i zostawił torbę w korytarzu . Następnie powędrowaliśmy w stronę salonu. Kiedy tam już dotarliśmy, młody usiadł na kanapie nic, a nic się nie odzywał. Po prostu milczał. Zacząłem się jeszcze bardziej bać. Do głowy przychodziło mi tysiąc rzeczy, oczywiście tych złych. Nie poznawałem własnego brata. Od momentu kiedy  dowiedział się  o tym, że przenoszę się do Bayernu zaczął pomiędzy nami budować mur. Strasznie się od siebie oddalaliśmy. Jest mi z tego powodu bardzo smutno :(  Postanowił, że to ja zacznę rozmowę.
- Co się stało, że tutaj przyjechałeś ?? - zapytałem
-A nic - odpowiedział patrząc głucho przed siebie.
- Jak by się nic nie stało to by cię tu nie było. Przecież jestem twoim bratem i chyba mi możesz zaufać. Czy kiedykolwiek ci nie pomogłem ??
- Zawsze mi pomagałeś, zawsze byłeś przy mnie. Ale od momentu kiedy się tutaj przeniosłeś straciliśmy kontakt. A przez to w szkole nie mam życia. Cały czas obwiniają mnie za to, że ty przeszedłeś z Dortmundu do Monachium. Ja nie chce tam mieszkać. Proszę pomóż mi!! - ostanie zdanie wypowiedział błaganiem. Nie miałem innego wyjścia. Musiałem jemu pomóc to przecież moja, i wyłącznie moja wina. Jakbym miał własne zdanie i nie słuchał się innych to pewnie nie byłoby tej sytuacji.
-Obiecuję, że porozmawiam z rodzicami na ten temat. Mam nadzieje, że jak im wszystko wytłumaczę to się zgodzą i będziesz mógł zamieszkać ze mną braciszku. - Powiedział i na koniec się uśmiechnąłem.
- Dziękuje !!! - takiej reakcji  się nie spodziewałem . Mój brat po przerwie kilku tygodni się przytulił do mnie.
Jeszcze kilka godzin porozmawialiśmy, zjedliśmy obiad. Około szesnastej Felix poszedł położył się spać bo był zmęczony po podroży.  Ja postanowiłem się zacząć pakować na trening.  Kiedy spakowałem wszystko spojrzałem na wyświetlacz mojego telefonu. Wskazywał godzinę szesnastą trzydzieści. Postanowiłem, że będę się już zbierał na trening. Przed wyjściem napisałem tylko mały list do braciszka.

,,Poszedłem na trening. Wrócę koło dziewiętnastej. W lodówce znajdziesz jakieś jedzenie.
Proszę cię, abyś zadzwonił do rodziców, bo pewnie się martwią o ciebie.
Ps. Jak wrócę to zagramy w FIFE i jak zawsze cię ogram :D ''

Zostawiłem wiadomość na stole w kuchni i powędrowałem do garażu po mój samochód. Kiedy dotarłem do celu, włożyłem torbę na tylnie siedzenie, a sam zająłem miejsce kierowcy. Odpaliłem sinik i pojechałem w stronę stadionu. Na miejscu byłem za pięć siedemnasta. Szybkim krokiem powędrowałem do szatni, kiedy otworzyłem drzwi zobaczyłem wszystkich piłkarzy. 
- Cześć :D - powiedziałem do wszystkich.
- Hej :D - odpowiedzieli mi chórem.
-Mario muszę ci o czym powiedzieć. - podszedł do mnie Kroos.
- Co jest? - zapytałem uśmiechnięty. 
- Może lepiej żebyś usiadł. - powiedział przyjaciel. Jak wcześniej wszyscy rozmawiali, to teraz ucichła cała szatnia. 
- Mów szybko bo zaczynam się bać !
- Chodzi o to , że  ............



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej słodziaki :* Stęskniłam się za wami

Przepraszam, że rozdział taki krótki :(

Mi osobiście rozdział się nie podoba, ale to moja opinia. Czekam również na wasze <3
Dziękuję oczywiście za wasze komentarze pod ostatnim rozdział <3

NASTĘPNY ROZDZIAŁ PRZEWIDUJĘ DO 10 CZERWCA  :)

^.^ CZYTASZ = KOMENTUJESZ  *.*

Całusy :*





czwartek, 15 maja 2014

Rozdział 7 :*

 NASTĘPNY ROZDZIAŁ  =  11 KOMENTARZY :)
ANONIMY SIĘ PODPISUJĘ :)

Daria ( pięć godzin później )

Nagle dziwi otworzyły się i wyszedł z nich  lekarz. Wszyscy jak jeden mąż, jak i ja wstaliśmy lub zatrzymaliśmy się i patrzeliśmy na lekarza. Czekaliśmy z niecierpliwością  na odpowiedź. A lekarz nic nie mówił.
-Co z nim !?- nie wytrzymałam musiałam się odezwać
- Z panem Marco nie jest dobrze. Można nawet powiedzieć, że jest tragicznie. Przyszłe godziny będą dla niego decydujące. Przykro mi, ale nic nie można już zrobić. Wszystko w rękach Bożych. - powiedział doktor a moje życie się totalnie zawaliło. Nie wiem co zrobię jeśli on nie przeżyje.  On musi przeżyć !!!!! 
Z moich zamyśleń wyrwał mnie głos Łukasza.
- Możemy do niego zajrzeć ?? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Tylko JEDNA osoba może wejść. - powiedział stanowczo lekarz podkreślając  słowo 'jedna'.
- Dobrze - powiedzieli chórem.
- A jaki jest stan jego zdrowia ?? - tym razem odezwał się Roman.
- Pan Marco ma rozcięty łuk brwiowy, złamana prawa rękę, połamane żebra, wstrząśniecie mózgu, złamaną prawa nogę i liczne siniaki. To cud, ze przeżył.-powiedział na jednym tchu. Boże !! Nie mogę w to uwierzyć !! Zaczynam tracić nadzieję, że przeżyje.
- Boże to nie może być prawda :( - powiedział łamliwym głosem Mo.
- A bym zapomniał !! PAN Marco jest obecnie w śpiączce. - cholera i co jeszcze !!!
- Ale w tej farmakologicznej ? - zapytał kapitan pszczółek.
- Nie! - nie mogłam już wytrzymać. Dlaczego właśnie on?! Czy na tym świecie jest jakaś sprawiedliwość?!
- Ten świat jest nie sprawiedliwy! - powiedział Subotić.
-Też czasem się nad tym zastanawiam.  A teraz przepraszam, ale muszę zajrzeć jeszcze do kilku chorych. - i oddalił się w bliżej nie określonym mi miejscu.
Kiedy już straciłam doktora z oczu,  popatrzyłam na twarzy piłkarzy. Nawet nie potrafię ubrać w słowa tego co zobaczyłam w ich tęczówkach. Miały zarazem smutek, gniew, gdzie nie gdzie radość, i coś takiego czego nie umiem odczytać. Na początku nie mogłam zrozumieć dlaczego widzę w ich odrobinę radości. Przecież Marco może opuścić nas z tego świata. Ale potem przypomniałam sobie jeden wywiad z piłkarzami. Było tam napisane, że Reusek jest silny i wyjdzie z każdych tarapatów. Wtedy zrozumiałam, że oni mają NADZIEJĘ !! Wierzą, że wyjdzie z tego. I właśnie wtedy coś poczułam w głębi. A mianowicie była to nadzieja.
W pewnym momencie poczułam jak ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się i ujrzałam Matsa.
- Co jest??
- Uzgodniliśmy z chłopakami, że ty powinnaś wejść do niego. - nie wierzyłam własnym uszom.
- Ale, że ja ?! 
- Bo wiemy, że ty dla niego znaczysz najwięcej. - powiedział Hummi
- Przez ostatnie godziny słyszeliśmy z ust Marco CAŁY, ale to CAŁY czas o tobie. - do rozmowy włączył się Lewy. Na twarzach chłopaków pojawił się na chwile uśmiech.
- Ale na pewno ? - zapytałam dla pewności.
- Tak !! - krzyknęli chórem, że nawet przechodząca pielęgniarka podeszła do nas.
- W szpitalu zachowujemy się cicho i spokojnie. Jak jeszcze raz panów usłyszeć to zadzwonię po ochronę. - miny chłopaków były bezcenne. Wyrażały : smutek, radość, zakłopotanie, strach, po prostko wszystko.
Ale jedną twarz była inna. Była cała w skowronkach. A należała do Kuby Błaszczykowskiego.
Mam takie dziwne wrażenie, że zaraz coś się stanie nieoczekiwanego.  I też tym razem moja intuicja mnie nie zawiodła.
- A przepraszam panią!! Pani nie wie kim my jesteśmy ?! Jak można nie wiedzieć, kim my jesteśmy !? - pielęgniarka zrobiła duże oczy i chyba nie wiedziała co powiedzieć.
- Z przykrością muszę powiedzieć, że nie znam panów. Natomiast pani twarz skądś kojarzę. Ale nie mogę sobie przypomnieć. - a mnie po prostu zatkało. Zaczęłam używać mózgu i próbowałam dopasować twarz tej pani z jakimś momentem życia. Jednak ta twarz nie kojarzyła mi się z nikim kogo spotkałam podczas mojego dotychczasowego życia.
- Przepraszam, ale raczej pani mnie z kimś pomyliła.
- Na pewno nie! Wiem, ze kiedyś się już spotkałyśmy, ale nie pamiętam gdzie i kiedy :( - powiedziała smutna kobieta.
- Przykro mi, ale naprawdę pani nie znam :(
- No dobrze. Jak sobie przypomnę to przyjdę do pani.
- Dobrze - i uśmiechnęłam się do kobiety.
- Ale jak pani nas może nie znać ?? - do rozmowy wtrącił się Piszczu.
- Przykro mi, ale nie znam was.
- Ale na prawdę ?!
- Tak !!  A teraz przepraszam, ale muszę zajrzeć do innych pacjentów.
-Do widzenia! - odpowiedzieliśmy chórem, a pielęgniarka zniknęła za korytarzem. Pszczółki były zwiedzone, że ich nie zna. Było mi ich troszeczkę żal, więc powiedziałam :
- Ej!! Pewnie po prostu nie chciała się przyznać, że takie ciacha zna :D - na mordkach piłkarzy od razu pojawił się uśmiech.
- Ty wiesz jak uszczęśliwić człowieka :D - powiedziała Marcel.
- A teraz zmykaj do lamy :) - powiedział Bender. Ja tylko się uśmiechnęłam do nich i ruszyłam do sali Marco. Z każdym krokiem moje serce uderzało jeszcze szybciej i mocniej. Po chwili znalazłam się na końcu korytarza, przy dźwięk do sali, gdzie leży Reus. Ostatni taż popatrzyłam na pszczółki, które byłby na drugim końcu korytarza. Oni jedynie się uśmiechnęli i pokazali dłonią, aby weszła. Przez ułamek sekundy zawahałam się. Odgoniłam od siebie złe myśli i weszłam do sali. To co w niej zobaczyłam przerosło moje dotychczasowe oczekiwania. A mianowicie zobaczyłam piłkarza w okropnym stanie. Był podtoczony do wielu kolorowych kabelków. Podeszła do łóżka chłopaka i usiadłam na krzesełku, koło niego. Następnie chwyciłam jego dłoń i przybliżyłam ją mojej twarzy. Brakowało mi jego dotyku, jego uśmiechu. Brakowało mi jego całego. Z moich oczu leciały łzy bez opamiętania. ( nawet na chwile od momentu  wypadku nie przestałam płakać ). 
W pewnym momencie aparatura medyczna zaczęła piszczeć. Spojrzałam w jej kierunku i zobaczyłam jak pojawia się prosta, ciągła linia.
 Po chwili do sali wbiegli lekarze i wyprosili mnie z sali. Na początku  chciałam zostać, ale pielęgniarka mnie wyrzuciła.  Kiedy wyszłam z sali od razu osunęłam się o ścianę i zakryłam twarz w dłoniach. Jeszcze bardziej zaczęłam płakać. Momentalnie obok mnie zjawili się piłkarze. Mats i Łukasz od razu mnie przytulili. Nie wiedziałam co teraz będzie. Bałam się najgorszego. Bałam się, że już nigdy nie zobaczę jego żywego. 
Po jakiś 40 z sali wyszedł lekarz. Bałam się zapytać co z Marco.
- Do cholery jasnej powie Pan co z Reus'em?!?!
- Z panem Marco.......
       ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć słodziaki :* Strasznie się za wami stęskniłam.
Moim zdaniem rozdział do kity, ale to już zostawiam waszej ocenie.
Dziękuję za komentarze pod ostatnim postem <3 Jesteście wielkie <3
Mam też nadzieję, że pod tym postem znajdą się komentarze. 
NASTĘPNY ROZDZIAŁ JAK WIECIE ZA 11 KOMENTARZY :)
Z GÓRY PRZEPRASZAM :(
Po prostu  chce wiedzieć czy ktoś to czyta. Bo ostatnio mam wrażenie,że nikt tego nie czyta :(

 *.* CZYTASZ = KOMENTUJESZ ^.^

piątek, 25 kwietnia 2014

Rzdział 6 :D

Daria :D

Chłopak chwycił mnie za rękę i splótł nasze dłonie. Piłkarz posłał mi uśmiech, kory odwzajemniłam i ruszyliśmy w stronę wyjścia ze stadionu. Po 5 minutach byliśmy już na zewnątrz. Kiedy kierowaliśmy się do samochodu Marco ktoś chwycił mnie za rękę. Od razu obróciłam  się w jego stronę i nie wierzyłam własnym oczu. Był to Michał Rzeczkowski. To on zabił mi moich najbliższych. To przez niego musiałam wyjechać ( a raczej uciec ) z swojej ojczyzny. Co on tu robi ?! Jak mnie tutaj znalazł ?! Mam nadziej, że moim kochanym staruszkom nic nie zrobił. Jak by im coś się stało nie ręczyłabym za siebie.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie Marco, który zaczął kłócić się z Michałem.
-Zostaw ją! - powiedział, a raczej krzyknął piłkarz.
- Będę robił co mi się żywnie podoba!
-PUŚĆ MNIE !! -krzyknęłam i próbowałam wyrwać się mu. Lecz jego dłoń była o wiele silniejsza. Moje starania były zbędne. Jego uścisk był bardzo mocny i ja tego po woli nie wytrzymywałam. Bolało mnie jak cholera.
-Nie słyszałeś co powiedziała! - po minie Reusa było widać, że jest bardzo wkurzony.
 -Nic mi nie zrobisz lamusie ( zrobił chytrą minkę, której nienawidzę ) - teraz już wiedziałam, że wyczerpał w Marco cierpliwość. Piłkarz uderzył go błyskawicznie prawym sierpowym w twarz (najbardziej w policzek ). Ten momentalnie mnie puścił i upadł na ziemię. Jednak po chwili się podniósł i oddał klubowej 11 pięścią w twarz. Marco momentalnie upadł, a ten debil ( przepraszam za użycie tego słowa, ale inaczej nie da się o określić) zaczął bić go nogą w klatkę piersiową. Wtedy to już przegiął. Nie pozwolę, aby odebrał mi kolejną osobę na której mi zależy.
- Kurwa przestań! Zostaw go! - zaczęłam na niego krzyczeć. Ten nic sobie z tego nie robił.  Nie wiedziałam co mam robić. W pewnym momencie zobaczyłam piłkarzy, którzy wychodzili z SIP-u. Chłopacy zaczęli biegnąć w naszym kierunku.
- Zostaw go !!- krzyknął Łuki.
- Ja tak łatwo nie odpuszczam. Jeszce będziesz Moja! - powiedział akcentując ostatnie słowo i tak po prostu odszedł. Ja od razu pochyliłam się nad chłopakiem. Był cały we krwi. Strasznie bałam się o niego. Bałam si, że go stracę. A tego to już bym nie przeżyła.
Sprawdziłam puls. Na szczęście wyczuwalny.
-Zadzwonię po karetkę.- odezwał się Mats. PO mojej twarzy zaczęły płynąć łzy. W  takich momentach jestem bezsilna. Poczułam, że ktoś mnie obejmuje. Odwróciłam się i ujrzałam Kubę.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Marco jest silny wyjdzie z tego. - szepnął do mnie.
-Mam taką nadzieję- odpowiedziałam.
Po chwili usłyszałam jak Hummi drze się do telefony. Wiedziałam, że stracił nad sobą kontrolę. Nawet mu się nie dziwie. Roman zabrał telefon Od Matsa i zaczął spokojnie rozmowę.
-KURWA!!! I TO SIĘ NAZYWA POMOC W POTRZEBIE !!!- Mats krzyczał na cały głos. Podbiegli do niego Marcel, MO i Nuri.Roman w tym czasie skończył rozmowę i powiedział:
-Za 10 minut ma być pogotowie.
-Uspokój się Mats- próbował Nuri
-Jak mam być spokojny jak mojego przyjaciela pobili. A jakaś tam babsko nie chce przysłać karetki!- po jakiś pięciu minutach dało się pszczółkom opanować Hummiego. Resztę czasu czekania na karetkę przemilczaliśmy. Ja tylko głaskałam Reusa po włosach i powtarzałam w myślach: ''WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE! ZOBACZYSZ, ON WYZDROWIEJE!! ''
Po chwili przyjechała karetka i zabrali Reusa do szpitala. Spytałam się czy mogę jechać z nim. Po namowach lekarz się zgodził.  Przez całą drogę do szpitala trzymałam jedną ręką dłoń Marco, a drugą ocierałam łzy.
Po upływie dwudziesty  minut byliśmy na miejscu. Piłkarza zabrali jak najszybciej na operację, a ja zostałam sama na korytarzu przy wejściu do sali gdzie bł mój ukochany. Momentalnie osunęłam się na ziemię i zakryłam twarz dłońmi.
I niby ja nie przynoszę pecha!! Prze zemnie, tylko prze zemnie teraz on walczy o życie. Dlaczego nie pojechałam wtedy razem z rodzicami i bratem na tą rocznicę ślubu chrzestnych. Zginęłabym razem z nimi i nie było by tylu problemów ze mną i moją pieprzoną chorobę.
Po dziesięciu minutach przyjechali też piłkarze i razem czekaliśmy, aż coś nam powiedzą.

Narracja trzecioosobowa  ( W tym samym czasie )

Wszyscy piłkarze wraz z jego ukochaną czekali na korytarzu szpitalnym w nadziei, że wszystko będzie dobrze. Niektórzy siedzieli na krzesłach, niektórzy chodzi wzdłuż korytarza, a niektórzy jak Ona siedziała skulona na podłodze. Ale jedna rzecz ich wszystkich łączyła ( oprócz nadziei, że wszystko będzie dobrze z Marco ). A był to płacz. Wszyscy bez wyjątku płakali. Nie odzywali się do siebie. Rozumieli się bez słów. A najgorsze z nich wszystkich przeżywała Daria. Wiedziała, że jeśli nie było by jej w Dortmundzie, to nie skrzywdziłaby ich. A w szczególności nie skrzywdziłaby jego. Coraz bardziej nienawidziła siebie za to, że gdziekolwiek jest, tam dzieję się coś złego. 

Daria ( pięć godzin później )

Nagle dziwi otworzyły się i wyszedł do nich lekarz. Wszyscy jak jeden mąż, jak i ja wstaliśmy lub zatrzymaliśmy się i patrzeliśmy na lekarza. Czekaliśmy z niecierpliwością  na odpowiedź. A lekarz nic nie mówił.
-Co z nim !?- nie wytrzymałam musiałam się odezwać
- Z panem Marco...................



-------------------------------------------
Cześć :D Stęskniłam się za wami <3
Jak myślicie co powie lekarz??

A co do rozdziału to mi się w ogóle nie podoba. I liczę na wasze SZCZERE opinię. Bardzo zależy mi na waszym zdaniu co do rozdziału. Przeprasza, że taki krótki :(
Przepraszam, Ale nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział :(  Powrót  do szkoły u mnie równa się z tym, że nie mam kiedy pisać rozdziału. Ale postaram dodać się następny rozdział jak najszybciej. 

DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZE POD OSTATNIM ROZDZIAŁEM <3
JESTEŚCIE WSPANIALI <3 

 *.* CZYTASZ = KOMENTUJESZ ^.^

Całusy :*
Do zobaczenia :)

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 5 + co nieco :)


Daria

Chyba już podjęłam swoją decyzję......
Muszę jak najszybciej opuścić to miejsce i jego! Popatrzyłam ten ostatni raz w jego śliczne tęczówki i powiedział cichym głosem PRZEPRASZAM. Chłopak był totalnie zaskoczony i zdezorientowany. Wykorzystałam tą sytuację i  wykaraskałam się z jego objęć. Na sam koniec wspięłam się na palce i na jego policzku złożyłam delikatny pocałunek i pobiegłam w stronę tunelu. Czułam jak moje serce rozsypuję się ta miliony malutkich kawałeczków.  Kiedy znalazłam się w nim dałam spust moim łzą. Biegłam nawet nie wiem gdzie, ale wiem jedno, że muszę uciec od NIEGO jak najdalej!!

Marco
Kurwa!! Marco dlaczego!! To nie tak miało wyglądać! Mieliśmy się pocałować, a następnie miałem jej powiedzieć, że zależy mi na niej! Wiem, że to może się komuś wydawać głupie, ale ja naprawdę czuję coś do tej dziewczyny. Znamy się nie całe dwa dni, a ona zamąciła mi strasznie w głowie. Od wczorajszego dnia, kiedy ją po raz pierwszy zobaczyłem mój świat obrócił się o 360 stopni! Przez cały czas myślę o niej! Chcę ją poznać! Chce o niej wiedzieć wszystko! Chcę... 
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos trenera. A później chłopaków.
-Marco!!- krzyczał do mojego ucha Lewy
-Co?! - burknąłem
-Jeśli naprawdę coś do Darii czujesz to biegnij za nią! Nie pozwól jej uciec! I nie bądź na nią zły!  Ona w życiu bardzo dużo przeszła i po prostu się boi! Musisz ją zapewnić, a potem udowodni, że zależy ci na niej!- powiedział prawie krzycząc trener.
-Ale jeśli nie będ... - nie było dane mi dokończyć.
-Cholera jasna!! Nie gdybaj co będzie!! Myśl o teraźniejszości, a nie o przyszłości! - powiedział wkurzony Piszczek.
-Ale...- i znowu mi przerwali.
-BIEGNIJ ZA NIĄ!!! - krzyknęli chórem.
Nic już nie powiedziałem tylko pobiegłem w stronę tunelu. Biegłem ile sił w nogach, aby  tylko ją zobaczyć, objąć i powiedzieć jej, że zależy mi bardzo, ale to bardzo, bardzo na niej. Już traciłem nadzieję, że ją spotkam, aż tu naglę zobaczyłem sylwetkę dziewczyny na końcu korytarza. Ale obawiałem się, ze to nie ona. Kiedy byłem już blisko, poczułem jej zapach i dźwięk  płaczu. Teraz już na pewno wiedziałem,że to ona. Nie zastanawiając się długo podeszłem  do dziewczyny. Złapałem ją w tali i obróciłem w moją stronę. Dziewczyna od razu mnie przytuliła i jeszcze bardziej się rozpłakała.
-Nie płacz.....- pocałowałem ją z czubek głowy i zacząłem głaskać ją po włosach.
-..........- Daria cały czas płakała. I w tym momencie nie wytrzymałem.
-Proszę nie płacz! Łamiesz mi tak serce!- i dopiero teraz dziewczyna przestała płakać. Po chwili dziewczyna odsunęła się ode mnie i popatrzyła mi prościusieńko w oczy. Ja zrobiłem to samo. Miała takie piękne niebieskie oczy <3
-Przepraszam! - powiedziała dziewczyna, a w jej pięknych oczkach znowu zbierały się łzy. Jedna nawet spływała po jej policzku. Od razu otarłem jej policzek swoją ręką. Nienawidzę jak ktoś płacze. A w szczególności osoby na których mi zależy.
- Nie masz za co przepraszać.- powiedział i się uśmiechnąłem. Na początku było trochę trudno się uśmiechnąć. no, ale co robi się dla osoby, które kocha. 
-Ale ja...- przerwałem jej bo wiedziałem co chce powiedzieć.
-Twój wujek powiedział, że dużo przeszłaś i się boisz. Powiedział również, że jeśli mi na tobie zależy, a zależy i to bardzo to mam ci to udowodnić <3 - nie wierzyłem, że to w ogóle powiedziałem. No, ale cóż stało się i teraz tylko trzeba wierzyć, że ona czyje to samo.
- Ja nie wiem co powiedzieć??- zaczęła jąkać się dziewczyna. Teraz już wiem, że ona nic do mnie nie czuje. Szkoda :(
-Nic nie musisz mówić. Nie mogę zmusić cię do miłości. -powiedziałem smutny.

Daria
Nie wierzyłam własnym uszom. On też coś do mnie czuje!! Muszę jemu to wszystko wyjaśnić. Od A do Z :)
-Ale to nie tak !!- zaprotestowałam. Mina Marco z smutnej przybrała zaskoczoną. 
-Teraz to ja już niczego nie rozumiem?- powiedział chłopak
-Chodzi o to, że też mi nie jesteś obojętny :) Zależy mi na tobie. - musiałam mu to powiedzieć.
- Jej <3- Marco podszedł do mnie i uniósł mnie do góry i obrócił mnie kilka razy wokół swej osi :) PO chwili czułam już grunt pod swoimi nogami. W pewnym momencie piłkarz przysunął mnie do siebie i popatrzył mi prościusieńko w oczy. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, ale... 
 W tym momencie było coś lepszego, a  mianowicie jego wargi, które dotykały moich. Całował mnie delikatnie, a zarazem namiętnie. I chyba ta chwila była najlepsza i mogłaby trwać wiecznie. Ale co dobre szybko się kończy i pocałunek też musiał się skończyć. Kiedy odkleiliśmy się od siebie patrzyliśmy sobie w oczy i się uśmiechaliśmy.
-Ale obiecaj mi coś? - powiedziałam
-Obiecuję !! - powiedział piłkarz, a mnie zamurowało.
-Ale przecież nie wiesz co mi obiecujesz? 
-Tobie wszystko mogę obiec :)
-Ale obiecaj mi, że nigdy, ale to przenigdy mnie nie zranisz!
-Obiecuję <3 - powiedział piłkarz bez najmniejszego namysłu. A po chwili dodał. - Opowiesz mi o swojej przeszłości?? 
-......
-Ale jeśli nie chcesz to nie! - dodał szybko piłkarz jak zobaczył moją minę
- Chce ci wszystko opowiedzieć, ale nie tutaj!
-To może chodzimy do mnie tam nikt nam nie przeszkodzi?
-Dobry pomysł :)
-To chodzimy!!- powiedział 
Chłopak chwycił mnie za rękę i splótł nasze dłonie. Piłkarz posłał mi uśmiech, kory odwzajemniłam i ruszyliśmy w stronę wyjścia ze stadionu. PO 5 minutach byliśmy już na zewnątrz. Kiedy kierowaliśmy się do samochodu Marco ktoś chwycił mnie za rękę. Od razu obróciłam  się w jego stronę i nie wierzyłam własnym oczu. Był to....
 



---------------------------------
Cześć!! Stęskniłam się za wami :) Co do rozdziału to mi się on nie podoba. LICZĘ NA WASZE SZCZERE OPINIĘ I TE POZYTYWNE, ALE I TEŻ NEGATYWNE. 
Ostatnio brakuje mi weny na pisanie :( Ale mam nadzieję, że po przeczytaniu waszych komentarzy ( których naprawdę potrzebuję do pisania) wróci mi wena. 
CHCIAŁABYM WAS PRZEPROSIĆ ZA MOJĄ DŁUGĄ NIEOBECNOŚĆ. i OBIECUJĘ, ŻE TO NIGDY SIĘ NIE POWTÓRZY.
następny rozdział powinien pojawić się max do 28 kwietnia. 

^.^ CZYTASZ = KOMENTUJESZ *.*
Całusy <3
Do następnego :D




A TU TAKIE CO NIECO :)

Oto jak trzy lata temu Nuri opisywał nasze TRIO

* ROBERT LEWANDOWSKI: "Cóż za ciacho! Ma tak umięśnione ciało, że cała drużyna jest pod wrażaniem. Robbie to jajcarz, a zarazem człowiek żądny wiedzy. Niesamowicie szybko nauczył się niemieckiego. To przykład, jak obcokrajowiec szybko może się zintegrować".

* ŁUKASZ PISZCZEK: "Na początku sezonu był rezerwowym, ale po kontuzji Owomoyeli, wdarł się do podstawowego składu i grał kapitalnie. To nasz wół roboczy. Po prawej stronie śmigał, niczym maszyna do szycia. Często i chętnie się śmieje, co służy scaleniu drużyny".

* JAKUB BŁASZCZYKOWSKI: "Żartowniś pełną gębą. Tak zapętlił kilka razy buty kolegów albo schował ich ciuchy, że śmiech był na całą szatnię. Jeśli chodzi o jego nazwisko, to nie jest specjalnie krótkie, a także nadzwyczaj łatwe do wymówienia, więc proszę się nie dziwić, że wszyscy wołają Kuba".






<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3